Grzegorz Górnyreżyser filmu dokumentalnego „Boskie oblicze” o chuście z Manoppello
Spoglądam na wizerunek męskiej twarzy, przy którego powstaniu nie użyto farby, i który nie miał prawa zaistnieć, bo taka jest struktura materiału, na jakim widnieje. Zaczynam rozumieć, co mieli na myśli starożytni, gdy używali określenia „acheiropoietos” – „nie ludzką ręką namalowany”.
Pierwsze wrażenie wielu osób (także tych, które były wtedy ze mną w Manoppello) to rozczarowanie: „Przecież to nie jest ta twarz...”. To jakby dalekie echo rozczarowania uczniów idących do Emaus: „A myśmy się spodziewali…”. Skutek zderzenia naszych wyobrażeń o Jezusie z rzeczywistością.
Im dłużej wpatruję się w tą twarz, tym bardziej się ona zmienia. Raz wygląda jak obraz, innym razem jak fotografia, to znów jak hologram. Nie daje się uchwycić i ogarnąć jednym spojrzeniem. Jest inna za każdym razem w zależności od kąta spojrzenia czy padającego światła.
Kiedy kościół jest otwarty i na ołtarz pada światło słoneczne, chusta robi się nagle przezroczysta, a wizerunek znika. To oblicze zaprasza do modlitwy, do kontemplacji. Jest niezwykle łagodne, delikatne i nienarzucające się.
Wszystkie intencje i prośby, z którymi przyjechałem do Manoppello, nagle okazują się nieważne i opadają ze mnie. Jest tylko jedno: pragnienie bycia razem, cieszenia się obecnością Tej Twarzy. To Oblicze tak wciąga, że ma się poczucie nawiązywania relacji z żywą osobą.
Przez dwie godziny klęczę w pustym kościele, z bliska wpatruję się w twarz, która wpatruje się we mnie – niesamowite są te oczy, które jak żywe spoglądają na mnie z wyrazem czułości – i mam wrażenie, że Ten, który spogląda na mnie, zna mnie bardzo dobrze. Nie trzeba więc niczego tłumaczyć, wystarczy być.
Paul Badde opowiadał mi, że ogarniały go dreszcze na samą myśl, że może do woli kontemplować wizerunek, przed który
niegdyś dopuszczano jedynie cesarza Bizancjum i to tylko raz w roku. Przyznaję, że też byłem przejęty, gdy uświadamiałem sobie, że mogłem wpatrywać się w płótno, które leżało z Chrystusem przez trzy dni w grobie i które utrwaliło ślad Jego zmartwychwstania. Nic dziwnego, że kardynał Joachim Meisner rok wcześniej padł w tym miejscu na kolana i powiedział: „Dziś spotkałem Wielkanocnego Pana”. Wiele widziałem obrazów Jezusa, ale tylko o tym mogę powiedzieć, że było to spotkanie.