Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi. (J 1, 10 - 12)
NIC O NIM NIE WIEDZIAŁEM
Jerzy Zelnik, aktor
Świat, w jakim żyłem jako dziecko był światem, w którym nie było Boga. Dlatego nic o Nim nie wiedziałem. W szkole, owszem, były lekcje religii, ale mnie to specjalnie nie interesowało, choć było mi źle z tym, że nie umiem się modlić tak, jak inne dzieci.
Moi rodzice nie wychowywali mnie religijnie, choć byli bardzo uczciwymi ludźmi, pomagali innym, nikomu nie szkodzili, byli wierni przysiędze małżeńskiej...
Obecność Boga ujawnił mi dopiero ksiądz Droździewicz z krakowskiej parafii Bożego Ciała. Byłem już wtedy dorosłym człowiekiem. Miałem 23 lata i chciałem się żenić.
Moja przyszła żona była katoliczką i chciała, byśmy wzięli ślub kościelny. A ja nie chciałem być obojętny na wiarę swojej narzeczonej i na to, co się będzie działo podczas ceremonii, dlatego przychodziłem na spotkania z księdzem. On mnie oświecał, wprowadzał w tajemnice, a wiarę otrzymałem od Pana Boga – bo to przecież łaska.
Nie żyję od tamtej chwili na klęczkach i nie zawsze jestem blisko Boga. Przychodzą różne chwile. Bywa, że nawet o modlitwie zapominam. Ale kiedy na przykład występuję w kościele, pamiętam, że najpierw jestem tu jako chrześcijanin a dopiero potem jako aktor.
Potem spotkałem jeszcze wielu księży, którzy pomagali mi żyć z Bogiem. Na przykład ksiądz Bronisław Bozowski odprawiał niezapomniane Msze święte. Przez dziewięć lat zawsze żałowałem, kiedy się kończyły. Jego kazania były niepowtarzalne. Z jednej strony najdłuższe, a z drugiej najkrótsze. Najdłuższe, ponieważ rzeczywiście zawsze bardzo długo mówił, a najkrótsze dlatego, że szybko mijały i chciało się, żeby trwały bez końca. Po każdej mszy biegłem do zakrystii, żeby jeszcze posłuchać o Bogu z ust księdza Bozowskiego. Mogę powiedzieć, że dzięki temu człowiekowi zapragnąłem codziennie przychodzić do kościoła. On też należy do tych, którzy zbliżyli mnie do Boga.
Do Boga nie trzeba się dobijać. On sam przychodzi. Trzeba go tylko przyjąć