Miał być produktem, który dobrze się sprzeda. Nie zgodził się na to.
Po raz pierwszy cała Polska usłyszała go w „Szansie na sukces”. Szesnastoletni Andrzej Lampert z Chorzowa wygrał ten program piosenką z repertuaru Maryli Rodowicz „Ludzkie gadanie”. Śpiewał już wtedy w grupie Boom Box, która niebawem miała wydać swój pierwszy album. Wydawało się, że świat staje przed nim otworem.
Ze sceny do szkolnej ławki
– Nie byłem świadomy tego, co mnie czeka. Trafiłem do Warszawy, dotknąłem dorosłego, nierzadko brudnego świata show-biznesu. Musiałem śpiewać z playbacku, czego dziś trochę się wstydzę, a do drzwi naszego mieszkania ustawiały się kolejki fanek. Co raz więcej rzeczy oddalało mnie od Pana Boga – przyznaje dziś wokalista. – Na szczęście mam mądrych rodziców, którym zależało na mojej edukacji – dodaje. Jako dziecko Andrzej Lampert był ministrantem. Później należał do oazy, gdzie podczas letnich rekolekcji przystąpił do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Grał też w piłkę w Ruchu Chorzów i działał w kółku teatralnym. Równolegle śpiewał w zespole wokalno-tanecznym i ćwiczył grę na akordeonie. W liceum zdecydował ostatecznie, że jego przyszłość to muzyka. Po przygodzie w boys bandzie Boom Box podpisał z wytwórnią kontrakt solowy. – Chcieli zrobić ze mnie produkt, który dobrze się sprzeda. Nie zgodziłem się na to – wspomina piosenkarz, który wtedy postanowił rozstać się ze sceną i skupił się na nauce. Skończył liceum. Potem studiował śpiew w akademiach muzycznych w Katowicach i Krakowie. Andrzej Lampert powrócił na estradę z zespołem PIN. Przygotowują właśnie nowy materiał muzyczny na trzecią już płytę. – Wiele się zmieniło w moim życiu – przyznaje – zwłaszcza w kontakcie z Panem Bogiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.