Statek, na którym Krzysztof Kolumb popłynął szukać drogi do Indii, miał około 20 m długości. To wystarczyło, żeby dopłynąć do Ameryki. Dzisiejsze żaglowce są o wiele większe. A kto musi zbudować największy? Wiadomo. Rosjanie. A my im pomożemy.
Po co komu żagle? Dziś już jesteśmy niezależni od wiatru. Statki napędzane są ropą, węglem, energią atomową. Zresztą jakie żagle musiałby mieć blisko półkilometrowy tankowiec? Są jednak ludzie, którzy uwielbiają zmagania z oceanem na sposób tradycyjny, tylko z pomocą wiatru. I nie są to bynajmniej ekolodzy. Dzisiejsze jachty to produkty zaawansowanej technologii, wykorzystujące nieraz kosmiczne materiały. Największy żaglowiec świata, jaki być może powstanie niedługo, nie jest jednak przeznaczony dla takich amatorów mocnych wrażeń. To raczej pasażerski superliniowiec, komfortowy od stępki po sam szczyt masztu. 122 członków załogi będzie do dyspozycji niemal 300 pasażerów. Na pokładzie ma znaleźć się i basen, ogród zimowy, a nawet lądowisko helikoptera.
1 człowiek i 1 komputer
Długość „Małego Księcia” ma sięgnąć 210 metrów. 5 masztów, z których najwyższy ma mieć 53 m wysokości, będzie nosić 2870 mkw. żagli. To ponad jedna trzecia boiska piłkarskiego. Oprócz żagli statek będzie miał również 2 silniki, każdy o mocy 1600 kW. To pozwoli mu na osiągnięcie prędkości – 33 km na godzinę pod żaglami i 26 na silnikach. W rejs żaglowiec będzie zabierał 600 ton paliwa, 400 ton słodkiej wody i 100 ton żywności.Każdy z masztów będzie miał tylko jeden żagiel. Kilometry włókien światłowodowych wplecionych w tkaninę, przesyłać będą informacje do systemu komputerowego, wysyłającego rozkazy do silników odpowiedzialnych za zwijanie i rozwijanie żagli. Dzięki temu do prowadzenia statku wystarczy jeden człowiek.
Superskładka
Projektantem i konstruktorem statku ma być Zygmunt Choreń, inżynier z Gdańska, z firmy Choren Design and Consulting. To nie pierwszy gigantyczny żaglowiec, który wyjdzie spod jego ręki. Pracował nad „Darem Młodzieży”, on również zaprojektował największy dziś „Royal Clipper” (jego pierwotna nazwa brzmiała zdecydowanie mniej romantycznie – „Gwarek”). Pozytywne opinie rosyjskich marynarzy pływających na statkach jego projektu spowodowały, że miliarder z Krasnojarska, Siergiej Zyrianow, jemu powierzył zaplanowanie „Małego Księcia”. Koszt budowy określono wstępnie na około 80 mln dolarów. By jednak nie obciążać zbytnio własnego budżetu, rosyjski miliarder postanowił uczynić statek własnością wszystkich. W tym celu zostanie wyemitowanych 6 mld akcji (tyle, ilu jest ludzi na Ziemi), z których każda ma kosztować jednostkę monetarną kraju, w którym będzie sprzedawana – czyli w Polsce złotówkę, a w USA dolara.
Komfort dla ekologów
Oczywiście do całego pomysłu należało dorobić głębszą ideologię. Według planów, pierwszym rejsem „Małego Księcia” ma być podróż dookoła Ziemi. Udział w niej mają wziąć przedstawiciele wszystkich krajów. W czasie podróży ma powstać rada ekologiczna planety, której siedziba ma się mieścić właśnie na „Małym Księciu”. Uczestnicy pierwszego rejsu będą po drodze przekonywać polityków i głowy państw do pomysłu, który od szeregu lat w ramach programu NEO realizuje Zyrianow. Chodzi o to, by w każdym państwie, województwie i mniejszych jednostkach administracyjnych wydzielono pewien obszar ziemi, na którym nie będzie żadnego przemysłu. W ten sposób powstanie ekologiczna rezerwa dla naszej planety, dzięki której przyroda nie tylko przetrwa dla przyszłych pokoleń, ale będzie miała z czego odrodzić się na zniszczonych już dzisiaj terenach. Plany brzmią bardzo szczytnie, jednak wszelkie działania podejmowane w Rosji na rzecz polepszania świata kończyły się zwykle kiepsko. Dla tych, którym pomagano, oczywiście. Miejmy jednak nadzieję, że to tylko, za przeproszeniem, kaczka dziennikarska.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.