Średnia długość życia wynosi tu zaledwie 37 lat, około 20% społeczeństwa cierpi na AIDS; 76% stara się przetrwać za mniej niż jednego dolara dziennie; Aż 46% Zambijczyków to dzieci poniżej 15 roku życia.
Dlaczego przychodzą na ulicę…
Z doświadczenia pracy z bezdomnymi dziećmi mogę powiedzieć, że głównym i najważniejszym powodem który popycha dzieci do podjęcia decyzji ucieczki na ulicę, jest skrajna bieda i nędza, których one i ich rodziny każdego dnia doświadczają.
W Zambii więc dzieci będą „przychodzić” na ulicę tak długo, jak długo skrajna bieda, w której żyją, nie zostanie zakończona! Myślę, że te dzieci mają prawo do poszukiwania lepszego życia. Dla zdecydowanej większości z nich, tym co w danym momencie wydaje się być „lepszym życiem”, jest właśnie ulica! Na ulicy możesz znaleźć trochę jedzenia, nawet gdy są to tylko resztki z pobliskiego baru; czasami nadarzy się okazja do zarobienia kilku groszy; najczęściej jest to zwykłe żebranie (szczególnie dla najmłodszych), pilnowanie lub mycie samochodów, dźwiganie bagaży na dworcu autobusowym, zbiórka śmieci, drobne kradzieże. Dzieci są też wykorzystywane przez dorosłych.
Decyzja opuszczenia swoich bliskich zawsze jest niezmiernie trudna. Każdy z nas bowiem (a tym bardziej dzieci), głęboko pragnie mieć dobrą i kochaną rodzinę. Każdy chłopak chce mieć ojca, z którego można być dumnym i który byłby z niego dumny. Często jesteśmy gotowi wiele poświęcić, wiele wybaczyć, aby móc zachować ten idealny obraz naszej rodziny. I tylko coś niezmiernie drastycznego może zmusić nas do opuszczenia tego wszystkiego w poszukiwaniu bardziej odpowiedniego dla nas otoczenia.
Co „ulica” robi z dzieci…Ulica jest rozwiązaniem ich problemów „na teraz”; pozwala zapełnić pustkę w brzuchu i daje pewne poczucie przynależności, niezależności i niczym nieograniczonej wolności. Niestety, „na ulicy” jutro nie istnieje. Tym, co się liczy jest: „tu” i „teraz”. Dzieci nie mają świadomości tego, co „ulica” z nimi zrobi; „Ulica” jest rzeczywistością nędznej teraźniejszości bez przyszłości.
Jak już znajdziesz się na ulicy, szybko uczysz się, że aby przetrwać, trzeba się dostosować; trzeba być jak inni, z którymi teraz jesteś. Szybko uczysz się, że większość ludzi, z którymi się spotykasz: zwykli przechodnie, policja, służby socjalne, inne dzieciaki po prostu cię nienawidzą, pogardzają tobą, chcą cię wykorzystać, lub w ogóle cię nie dostrzegają, nawet gdy leżysz chory na chodniku (zakładają, że śpisz, albo że się „naćpałeś”). Jakoś nie przyjdzie im do głowy, że jesteś tylko zagubionym w życiu dzieckiem! Szybko zdajesz sobie sprawę, że jesteś zdany na siebie, że jedyni, na których możesz czasami liczyć, to inni chłopcy, w podobnej do twojej sytuacji.
Zbyt często przychodzi mi spotykać się z dziećmi, które nawet nie wiedzą, że mogą mieć nadzieję! Dzieci, które są przekonane, że na nic lepszego nie zasługują.
Dzieci, które „ćpają” do nieprzytomności w desperackiej próbie zapomnienia o brutalnej nędzy swego
istnienia; w próbie, która i tak zawsze kończy się fiaskiem, bo w momencie, gdy ockną
się z narkotycznego letargu, uświadamiają sobie, że nic się nie zmieniło. Przynajmniej nie na lepsze.