Dwie wioski olimpijskie - w Vancouver i oddalonym o ok. 120 km Whistler - tworzą dwa odrębne światy. W pierwszej panuje swoboda i żywa atmosfera sportowego święta, w drugiej wyczuwalne jest napięcie przed rozpoczynającymi się w piątek zimowymi igrzyskami.
W Vancouver sportowcy mieszkają w różnej wysokości blokach. Polacy zajmują dwa piętra, a życie tętni głównie na korytarzu. To właśnie tam, siadając na podłodze, zbierają się, by wspólnie spędzać czas. Jedni ze słuchawkami na uszach, drudzy z komputerem na kolanach, jeszcze inni wychodzą z pokojów, by tylko porozmawiać.
Na balkonach wywieszone są biało-czerwone flagi, a mieszkający w Kanadzie Polacy, którzy jako wolontariusze pomagają polskiej misji, dbają o to, by wszyscy czuli się jak w domu.
Całkiem inaczej jest w oddalonym o ok. 120 km Whistler, gdzie zakwaterowani są m.in. biathloniści, skoczkowie i biegacze. Tam każdy mieszka w oddzielnym domku. Z luksusu posiadania własnego pokoju może cieszyć się w polskiej ekipie jedynie Justyna Kowalczyk.
"Tak jest na każdych igrzyskach. Nie narzekam, że muszę z kimś dzielić mieszkanie. To nie jest dla mnie problem" - powiedział Polskiej Agencji Prasowej Adam Małysz, który pokój dzieli ze Stefanem Hulą.
Nie jest łatwo zlokalizować ich domek, który dzielą z biathlonistkami i Kowalczyk. W porównaniu do innych ekip, nie wisi na nim żadna flaga, a jedyne, co go wyróżnia, to zawieszona na placu przed drzwiami wejściowymi "sieć" umożliwiająca grę w siatkówkę.
Dwie wioski olimpijskie wynikają z faktu, że w Vancouver rozegrane zostaną konkurencje "pod dachem", jak łyżwiarstwo szybkie, short track, hokej na lodzie, łyżwiarstwo figurowe, a w Whistler na świeżym powietrzu, czyli skoki, kombinacja norweska, biegi i biathlon.
«
‹
1
›
»