„Zero refleksji, zero rzeczywistości, zero myślenia, zero kontaktu, zero uczuć, zero siebie” – transparent z takimi napisami trzymali młodzi ludzie 4 grudnia wieczorem w centrum Lublina.
Stali przed sklepem z tzw. dopalaczami, czyli substancjami, które w Polsce dostępne są legalnie, jednak według specjalistów są niebezpieczne, zwłaszcza składnik większości z nich, benzylopiperazyna (BZP), substancja działająca podobnie do amfetaminy.
Młodzi ludzie z Akademii Wolontariatu działającej przy Centrum Duszpasterstwa Młodzieży protestowali przeciw działalności sklepu, usytuowanego w jednym z najbardziej uczęszczanych miejsc miasta.
– To skandal, że w sercu miasta lokalizuje się sklep, ułatwiający młodym dostęp do środków, które mogą prowadzić do narkomanii – uważa Marta Tarnowska, szefowa Akademii Wolontariatu.
- Naprawdę martwię się o swoich znajomych. Znam takich, którzy tu kupili, zmienili się, opuścili się w nauce - mówiła licealistka Nadia, jedna z osób trzymających transparent.
Dodaje, że sklep jest bardzo popularny, młodzi ludzie przychodzą tu przed dyskotekami. - Moim zdaniem ten sklep należy zamknąć, zanim więcej ludzi ucierpi – mówiła.
Jej koleżanka dodała, że zamknięcie jednego sklepu nie jest rozwiązaniem, bo należałoby w ogóle zabronić istnienia takich placówek.
- Dla młodszych to jest złudzenie, że skoro na deptaku, to legalne. Ludzie pełnoletni mają swój rozum i zdają sobie sprawę z tego, co robią – stwierdził jeden z przechodniów.
Młodzi rozdawali też ulotki, gdzie napisane było m.in.: „Jako młode pokolenie preferujemy życie bez używek. Nie musimy zażywać środków odurzających, żeby poczuć się szczęśliwym czy zapomnieć o problemach. Jesteśmy przeciwni powstawaniu sklepów z tego rodzaju środkami, ponieważ chcemy żyć w społeczeństwie ludzi świadomych i trzeźwych, którzy potrafią funkcjonować bez dopalaczy”.