Słynny brytyjski żeglarz sir Robin Knox-Johnston, który we wtorek dokonał w Warszawie otwarcia wystawy z wokółziemskich regat Velux 5 Oceans (pierwszej na świecie), nie zamierza już płynąć samotnie dookoła globu.
4 maja dopłynął na trzeciej pozycji do Bilbao, mety Velux 5 Oceans, po 38 latach od swego historycznego, dramatycznego rejsu dookoła świata. Długo uznawany był za zaginionego, gdy z powodu awarii radia stracił łączność.
Robin Knox-Johnston powiedział, że zakończone przez niego 4 maja w Bilbao regaty były ostatnim samotnym rejsem w karierze:
– Więcej już nie spróbuję. Przerażają mnie duże statki, które nie widzą na ekranie radaru małego jachtu i swego kursu nie zmienią. Taka sytuacja jest bardzo niebezpieczna, ogromnie stresowa.
– Kiedy zaplątałem się w sieć, myślałem, że to już koniec mego rejsu. Kil (4,5 m) jachtu zaplątał się w sieć koreańskich rybaków -wspomina sławny żeglarz. Na nic zdały się różne próby uwolnienia się. Musiałem nurkować. W zimnej wodzie, o temperaturze zaledwie 4 stopni, traciłem czucie w dłoniach. W końcu, po blisko 20 godzinach zmagań, udało mi się odciąć sieć.
Porównując rejs z 1969 roku, kiedy to jako pierwszy opłynął samotnie kulę ziemską bez zawijania do portów, do tegorocznego, Robin Knox-Johnston podkreślił wielkie zmiany klimatyczne i środowiska.
– One są bardzo widoczne, na przykład ponad 30 lat temu widziałem mnóstwo wielorybów. Teraz żadnego. To coś mówi... – powiedział żeglarz.
Może prędzej od wieloryba zobaczę polskiego żeglarza w wokółziemskich regatach samotników. Byłaby to dla mnie wielka przyjemność - powiedział urodzony w 1939 roku w Londynie Knox-Johnston.
W 1994 roku razem z Nowozelandczykiem Peterem Blake'em zwyciężył w prestiżowych regatach Jules Verne Trophy. Rok później królowa Elżbieta II wyróżniła go tytułem szlacheckim.