Dwa strusie z Kazimierzy Wielkiej w świętokrzyskiem urządziły sobie wycieczkę po okolicy. Uciekły z zagrody na fermie. W pościg za zbiegami ruszyli strażacy. Nieźle się przy tym napocili, bo musieli gonić strusie... na piechotę.
Najpierw dostali wiadomość o jednym strusiu, który uciekł z fermy. Dziewięciu strażaków ruszyło za nim. Ale nie na sygnale i nawet nie strażackim wozem.
"Funkcjonariusze nie gonili strusia wozem, aby go nie spłoszyć" - wyjaśnia rzeczniczka świętokrzyskich strażaków Magdalena Porwet. Dlatego obława na ptaka z Kazimierzy Wielkiej zajęła strażakom aż trzy godziny. Pokonali przy tym dystans 15 kilometrów!
Wreszcie urządzli zasadzkę i za pomocą linek ratowniczych złapali ważącego 120 kilogramów strusia - w pobliskiej miejscowości Cudzynowice. Ale radość strażaków nie trwała długo. Bo przez radiostację usłyszeli o drugim ptaku-uciekinierze.
Okazało się, że z zagrody czmychnęła też stukilogramowa samica. Wydostała się z fermy i pobiegła na plac targowy w Kazimierzy Wielkiej. Ale tym razem jej schwytanie poszło gładko. Plac był pusty, a i strażacy mieli już pewną wprawę w gonieniu strusia. Schwytali ptaka w ciągu kwadransa.