Ofiarami wojny Hezbollahu z Izraelem są tysiące dzieci. Zabite, ranne, a najwięcej jest tych z chorą duszą
Kocham czcigodnego szejka Hasana Nasrallaha! - szczebioce Zeinab, słodko się uśmiechając. - Chcę przenosić broń dla bojowników czcigodnego szejka Hasana Nasrallaha! Czcigodny szejk Hasan Nasrallah jest bardzo mądry, poprowadzi Hezbollah do zwycięstwa! Wszystkie moje koleżanki też kochają czcigodnego szejka Hasana Nasrallaha! Czcigodny szejk...
I tak w kółko.
- Jak dorosnę, też będę bojownikiem - mówi 12 letni Musa. - Nie boję się bomb. Kiedy wybuchały, wychodziłem przed dom, żeby sobie na nie popatrzeć. Wstąpię do ruchu oporu, żeby bronić mojej mamy przed Żydami.
Matka Musy stoi kilka metrów od nas i przysłuchuje się chłopcu z dumą. - Mam pięciu synów i wszystkich wychowuję na męczenników - nieśmiało włącza się do rozmowy. - Szyici kochają męczeństwo, zresztą jest ono naszym obowiązkiem wobec zagrożonej ojczyzny.
Cóż, takich matek są pewnie tysiące - mówi dr Jeremy Alford, psychoterapeuta dziecięcy z Bejrutu. - Wielu szyitów z biednego, kontrolowanego przez Hezbollah południa Libanu od najmłodszych lat dorasta w kulcie śmierci. W szkole, od rodziców i od rówieśników dowiadują się, że celem ich życia jest męczeństwo, a odwiecznym wrogiem Izrael. Nie ma to nic wspólnego z islamem, ale z chorym mechanizmem, który kręci się w tym zakątku świata od 60 lat, odkąd pojawiło się państwo Izrael.
Jak oblicza UNICEF, w izraelskich nalotach na Liban śmierć poniosło już 200 dzieci, około 700 jest rannych. Tysiące były w rejonie bombardowań, gdzie widziały śmierć oraz cierpienie. Setki tysięcy musiały razem z rodzicami uciekać ze swoich domów
(gazeta.pl)