nasze media Mały Gość 12/2024

Joanna  Kojda Joanna Kojda

dodane 29.05.2024 11:23

Wiem, że tu jesteś

Czemu nie modlił się o swoje powołanie mówi ks. Wojciech Węgrzyniak, biblista, nauczyciel akademicki i rekolekcjonista.

Mały Gość Niedzielny: Jako dziecko lubił Ksiądz chodzić do kościoła?

Ks. Wojciech Węgrzyniak: Nie wiem czemu, ale naprawdę bardzo lubiłem chodzić do kościoła. Jak zostałem ministrantem, to lubiłem chodzić i w tygodniu, i w niedziele. Czasem w niedzielę byłem nawet dwa, trzy razy na Mszy świętej!

Naprawdę?

Tak, mieliśmy wtedy dwa kościoły: w Starych Maniowach i w Nowych, a ja miałem taką potrzebę serca, żeby być na Mszy więcej razy, trwało to parę lat. Żeby zdążyć z jednego kościoła do drugiego, nieraz musiałem biec albo prosić księdza, żeby mnie zabrał do auta. Bardzo cieszę się, że księża nie śmiali się ze mnie i pozwolili mi być częściej na Mszy. Byłem lektorem, śpiewałem psalmy.

Już wtedy Ksiądz myślał, że będzie księdzem?

Myślałem o tym, ale w piątej klasie, pamiętam, jak ksiądz na rekolekcjach powiedział, żebyśmy się modlili o powołanie, pomyślałem że nie będę się modlić, bo nie wiem czy chcę być księdzem. Bałem się, że jak się będę modlił, to Pan Bóg zrobi mnie księdzem, a jak ja tego nie będę chciał, to przecież nie będę zadowolony (śmiech). Bardzo lubiłem chodzić na pogrzeby, bardziej niż na śluby i kiedyś jak wracaliśmy z pogrzebu, organista mówi: „Wojtek będzie księdzem”, a proboszcz na to: „O, to by się musiał strasznie dużo uczyć…”. I w sumie jak poszedłem do szkoły w 1979 roku to doktorat zrobiłem dopiero 30 lat później (śmiech).

A co zadecydowało, że jednak Wojtek został księdzem?

Kiedy miałem ok. sześciu lat mama zapytała mnie czy zostałbym księdzem, a ja w jej głosie wyczułem, że byłaby szczęśliwa gdybym powiedział „tak”, więc powiedziałem „tak” (śmiech). Pamiętam nawet miejsce tej rozmowy. To było przy takim warsztacie tkackim.

Do liceum poszedłem z taką myślą: albo zostanę księdzem, albo nauczycielem. W klasie maturalnej toczyłem wielką walkę czy być tym nauczycielem, czy księdzem. Jak zacząłem maturę pisemną dalej nie miałem odpowiedzi, ale przed końcem egzaminu ustnego już wiedziałem. 16 maja, dokładnie w 10. rocznicę mojej pierwszej komunii świętej w 1992 r. po powrocie z nabożeństwa majowego i ze Mszy świętej miałem takie doświadczenie bliskości Boga i Jego miłości, że właśnie wtedy zdecydowałem, że pójdę do seminarium.

Byłam pewna, że ksiądz powie, że jako dziecko nie lubił chodzić do kościoła, a tu taka niespodzianka.

Lubiłem, niektórzy moi koledzy też lubili, inni nie. Tak jak lubiłem się uczyć, tak samo lubiłem chodzić do kościoła. Był taki moment, że nie lubiłem chodzić na Msze do zakonników, bo u nas byli księża diecezjalni. Kiedyś pojechaliśmy z rodzicami na spływ Dunajcem, nie byliśmy na Mszy świętej rano i została nam Msza popołudniowa u karmelitów. Powiedziałem wtedy: „Wolę popełnić grzech ciężki niż iść do karmelitów” i uciekłem do lasu. Ruszyło mnie sumienie i w połowie Mszy świętej do tego kościoła poszedłem. (śmiech)

W redakcji „Gościa” mamy możliwość codziennie być na Mszy świętej. Kiedy w niej uczestniczę to mam mocne przekonanie, że już nic piękniejszego mnie w tym dniu nie spotka.

Jak chodziłem do liceum do Nowego Targu to w tygodniu ze względu na szkołę nie byłem na Mszy w mojej rodzinnej parafii. Wyjeżdżałem wcześniej, chodziłem na Mszę, a dopiero później do szkoły. Nie służyłem, tylko uczestniczyłem z ludźmi w kościele. Bardzo mi się to podobało. Raz czy dwa razy jak nie było organisty prowadziłem nawet śpiew. Msza jest dla mnie czymś tak oczywistym, tak codziennym i tak normalnym, że nie wyobrażam sobie bez niej życia.

„Ile razy świadom grzechu patrzyłem na Niego, brałem we własne dłonie, tyle razy nie mogłem nadziwić się, jak Bóg ma nieskończenie miłosierne serce wobec nieskończonej zatwardziałości naszych serc” – napisał Ksiądz na swoim blogu.

Tak, Pan Bóg jest ogromnie miłosierny, nie mogę się nadziwić. Po tylu latach spowiedzi, człowiek ciągle wyznaje te same grzechy, a Bóg jest tak samo miłosierny. I pomimo tego, że żałujemy, chcemy się poprawić, to później z tą poprawą jest jak jest… Nie mogę się nadziwić, ale to właśnie jest miłość. To kojarzy się z dobrą mamą, tatą, babcią, ojcem syna marnotrawnego, którzy wiedzą, że cokolwiek by się stało w życiu to najpiękniejszą odpowiedzią na grzech jest miłość i miłosierdzie. To nie zachęca mnie do tego, żeby nie przejmować się przykazaniami czy Bogiem, ale bardziej motywuje mnie do zdumienia jak bardzo Bóg jest miłosierny…

Podczas Eucharystii Jezus jest z nami tu i teraz, a jednocześnie uczestniczymy w Jego śmierci i zmartwychwstaniu.

Kiedy słyszę: „To jest ciało Moje”, czy: „bierzcie i pijcie”, jak patrzę na Ciało Chrystusa, czy kielich, to wiem, że On tu jest. Nie potrzebuję innych dowodów. Przez wypowiadane słowa przenoszę się również do tego, co działo się podczas Ostatniej Wieczerzy czy na Golgocie. Nie analizuję tego jakoś intelektualnie, po prostu mam pewność: wiem, że tu jesteś. I wiem, że to, co stało się dwa tysiące lat temu dzieje się cały czas.

Więcej w najnowszym numerze "Małego Gościa Niedzielnego".

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..