nasze media Mały Gość 12/2024

Piotr Sacha

dodane 15.02.2024 09:35

Medale w siodle i siodełku

298 – tyle medali Polacy zdobyli na letnich igrzyskach. Zaczęło się 100 lat temu.

Oceniając występy Biało-Czerwonych, olimpiadę sprzed stu lat można by podsumować powiedzeniem: „Pierwsze koty za płoty”. Polacy zdobyli pierwsze w historii medale – brąz w skokach przez przeszkody i drużynowe srebro w kolarstwie torowym. Kibice od swoich reprezentantów oczekiwali znacznie więcej. A redaktorzy sportowych gazet po igrzyskach skupili się bardziej na piłkarskim pojedynku Polska – Finlandia (wygraliśmy 1:0) niż na sylwetkach naszych medalistów z Paryża. Warto zapamiętać datę 27 lipca 1924 r. Tego dnia Polacy wywalczyli pierwsze krążki olimpijskie. I to na pamiątkę tamtej niedzieli obchodzimy właśnie Rok Polskich Olimpijczyków.

Werwa i serce

Debiut Biało-Czerwonych na letnich igrzyskach miał odbyć się już cztery lata wcześniej w Antwerpii. Uniemożliwiła go jednak wojna polsko-bolszewicka. W Paryżu polska reprezentacja wystawiła 66 sportowców. „Pierwszy z Polaków, rotmistrz Królikiewicz, na Picadorze idzie doskonale. Oprócz nieporozumienia między jeźdźcem a koniem przed jedną z przeszkód i strącenia czterech przeszkód wszystko idzie wspaniale, mamy wielką nadzieję” – relacjonował z Francji zawody jeździeckie dziennikarz „Przeglądu Sportowego”. Zarówno jeździec, jak i jego koń Picador spisali się na medal. Brąz dla Polski ostatniego dnia olimpiady był sukcesem na otarcie łez. „Dążenie do sportu, werwa, serce – wszystko jest w naszym posiadaniu, lecz mało tego” – podsumowano występy Polaków w tygodniku „Stadion”.

Smutny artykuł

Rok przed olimpiadą w 1924 r. bohater powstania warszawskiego Tadeusz Semadeni ustanowił pierwszy oficjalny rekord Polski w pływaniu na 100 metrów stylem dowolnym. Na igrzyskach pojawił się jednak w roli reportera. „Polacy nie spisali się na VIII Olimpiadzie. Żadne usprawiedliwienia, żadne zwalanie winy na braki organizacyjne, na nieumiejętne kierownictwo, na niewygody podróży, na złe odżywianie nie potrafią zmienić istotnego stanu rzeczy” – pisał w tym samym numerze „Stadionu”. Z kolei inny dziennikarz, zarazem sportowiec, znawca pięściarstwa, Wiktor Junosza wicemistrzostwo olimpijskie kolarzy relacjonował z większym uznaniem: „Osiągnięty przez team polski wynik w konkurencji, która najlepiej uwidocznia ogólny poziom kolarstwa danego kraju, uznać należy za doskonały”.

Jasiek, Picador i major

Polacy srebrny krążek wykręcili na dystansie czterech tysięcy metrów na torze. Józef Lange, Jan Łazarski, Tomasz Stankiewicz i Franciszek Szymczyk byli jedną drużyną. Tego samego dnia, gdy rotmistrz Adam Królikiewicz wyskakał przez przeszkody brąz. Adam Królikiewicz opisał swoje przygody w książce „Jasiek, Picador i ja”. Oba konie – Jasiek i Picador – brały udział w I wojnie światowej. Picador wcześniej nazywany był Maćkiem, a czasem również, z powodu kształtu uszu, Kłapouchem. Jeździec żalił się, że zbyt rzadko doceniano w zwycięstwach rolę jego koni. Pisał o nich z przyjacielską czułością. „Znużony pracą i wiekiem starszy pan Jan domaga się spoczynku” – opowiadał o przejściu Jaśka na „emeryturę”. Major Królikiewicz to jednak przede wszystkim żołnierz. Od 1914 roku służył w Legionach Polskich. Otrzymał Order Virtuti Militari, najwyższe polskie odznaczenie wojskowe. W późniejszych latach służył swoją wiedzą na temat jeździectwa w filmach. Zmarł po upadku z konia w trakcie kręcenia filmu „Popioły”. Miał wtedy 71 lat.

Żelazna czwórka

Podczas II wojny światowej straciło życie ponad 60 polskich olimpijczyków. Wśród nich był najmłodszy z czwórki kolarzy – wicemistrzów olimpijskich. Tomasz Stankiewicz w czasie olimpiady w Paryżu miał tylko 21 lat. Pędził na rowerze ze zranioną nogą. Gdy wybuchła wojna, działał w konspiracji. Niemcy aresztowali go, a potem rozstrzelali w Palmirach w 1940 r. Pozostali srebrni medaliści przeżyli wojnę. Józef Lange walczył jako ułan w wojnie polsko-bolszewickiej. Gdy w Polsce nastały spokojniejsze lata, nauczył się fachu garbarza w zakładzie swojego taty. Zainteresował się też na poważnie kolarstwem. Pobił wiele rekordów na różnych dystansach. Na tle kolegów z reprezentacyjnej drużyny wyróżniał się niskim wzrostem. Za to mówiono na niego „Żelazny Lange”. Przez resztę pozasportowego życia zajmował się tym, czego nauczył go tata – wyprawianiem skór.

Wygrana na składaku

Franciszek Szymczyk i Jan Łazarski byli rówieśnikami. Franciszek, osiem miesięcy starszy od Jana, błyszczał formą jeszcze jako czterdziestolatek. Kochał kolarstwo nie tylko wtedy, gdy siadał na rower. Tworzył nawet przepisy tej dyscypliny. Pisał książki z radami dla młodszych kolegów po fachu. Najpopularniejsza z nich nosi tytuł „Kolarstwo dla wszystkich”. Z wykształcenia był chemikiem. Z kolei Łazarski po zakończeniu kariery prowadził zakład ślusarski. Szacunek budzi fakt, że medale zdobywał z kulą wędrującą po postrzale w kolanie. W wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” wspominał, że przed startem w pierwszych zawodach kolarskich wzbudzał u rywali śmiech. „Maszyna moja składała się z części dwóch rowerów – męskiego i damskiego” – opowiadał w 1932 r. „O taktyce biegu nie miałem pojęcia. Ruszyłem z miejsca całym gazem” – mówił dalej o wyścigu, który zakończył się jego wygraną.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..