Mroźny, bezśnieżny, zimowy poranek. Ukryty nad brzegiem rzeki liczę na pojawienie się porannych wędrowców.
Zamaskowany oczekuję w pobliżu ulubionego miejsca przepraw przez rzekę jeleni, które wczesnym rankiem powracają z okolicznych pól do dziennej ostoi, wielohektarowych, nadrzecznych, nieprzebytych zarośli wierzbowych.
Szefowa łania
Jest bardzo zimno, ale przecież to typowe dla zimowych, fotograficznych zasiadek. Na szczęście kiedy tylko zaczęło się rozwidniać, na przeciwległym brzegu dostrzegam znajome sylwetki… Ale jest pewien problem. Najwyraźniej zwierzęta kierują się do innej ulubionej przeprawy – zdecydowanie za daleko od mojego stanowiska. Widzę je dokładnie, ale o dobrych zdjęciach, ze względu na dzielący nas dystans, nie ma mowy. Jelenie są już prawie na środku koryta rzeki, ale wstrzymały marsz. Rozglądają się badawczo wokoło. Widać wyraźnie, że są zaniepokojone. Nagle łania – przewodniczka stada – zarządza odwrót. Jelenie powracają na rozległą, kamienistą wyspę i powoli… kierują się w stronę mojego stanowiska!
Niegrzeczny byczek
Idą gęsiego, rozglądając się uważnie, kierują się dokładnie do przejścia, w pobliżu którego oczekuję z obiektywem. Z każdą chwilą są coraz bliżej. Mogę już wykonywać pierwsze zdjęcia. Jelenie ponownie weszły do wody. Nagle między zwierzętami wywiązała się sprzeczka. Prowadzącą stado łanię musiał czymś rozgniewać młody byczek z ledwo widocznymi zalążkami poroża, gdyż przewodniczka stanęła na tylnych nogach i przednią racicą zadała cios prosto w… nos niesfornego młodzieńca! Zdezorientowane zwierzęta na chwilę rozpierzchły się wokoło, wkrótce jednak wróciły do wspólnego wędrowania i dotarły na miejsce dziennego odpoczynku.