Walizki już dawno mieli spakowane. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Dzieci bardzo płakały. Musiały zostawić swój dom i zwierzęta, którymi się opiekowały.
Blisko rodzinnego Domu Dziecka im. Józefa Hol-zmanna, który w Żyto-mierzu prowadziły siostry od Aniołów, znajduje się baza wojskowa. Na skraju miasta jest fabryka czołgów, a 15 km od granic miasta – wojskowe lotnisko. To więcej niż pewne cele rosyjskich ataków. – Dzieci od pierwszych dni bardzo przeżywały wojnę, źle spały i nie chciały nic jeść. Kiedy rozpoczęło się bombardowanie, w pośpiechu opuściliśmy nasz dom – mówi siostra Antonina, jedna z dwóch „mam” prowadzących dom dla dzieci. Drugiego dnia wojny postanowili wyruszyć na zachód, do Polski. Ośmioro dzieci – sierot: Katarzyna, Wiktoria, Daniel, Dominika, Dawid, Aleksander, Alina i Daria, oraz dwie siostry: Antonina i Irena prowadzące rodzinny Dom Dziecka w Żytomierzu. Wszyscy znaleźli schronienie w podwarszawskim Konstancinie. Swój nowy, bezpieczny dom.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.