Jeśli raz ktoś poznał, co to znaczy mieć radość z czytania książek, to już bez nich nie potrafi się obejść. Dziesiątki książek dla dzieci napisała Astrid Lindgren. Wszystko zaczęło się, kiedy zachorowała jej córka Karin. „Opowiedz mi o Pippi” – prosiła mamę. I mama opowiadała o rudowłosej dziewczynce, której przygody i dziwaczne pomysły każdego potrafiły rozbawić do łez. Kilka lat później sama Astrid została unieruchomiona – zwichnęła nogę. Co tu robić? – myślała. I wtedy przypomniała sobie przygody Pippi opowiadane córce.
A ponieważ to noga, a nie ręka była nieruchoma, spisała wszystkie, a potem, gdy noga była już sprawna, zebrała się na odwagę i zaniosła je do wydawnictwa. Dziś książki Astrid Lindgren czytają dzieci na całym świecie. Jestem pewna, że i Wy znacie przygody Pippi Långstrump, zwanej Pończoszanką. Jeśli nie, to ten brak koniecznie trzeba nadrobić. Podobno jeszcze więcej fanów (ja też do nich należę ☺) niż przygody Pippi ma inna książka Astrid o przygodach dzieci. Nosi tytuł – może już ktoś się domyśla? – „Dzieci z Bullerbyn”. Moja koleżanka powiedziała kiedyś, że największy pesymista uśmiecha się szczerze, słysząc tytuł „Dzieci z Bullerbyn”. Pewnie dlatego i dla mnie była to jedna z pierwszych ulubionych książek, które jako kilkuletnia dziewczynka czytałam. Chłonęłam przygody sześciorga przyjaciół, trzech chłopaków i trójki dziewczynek z malutkiej szwedzkiej wioski. Pomysłów nigdy im nie brakowało. Tajne kryjówki, szałasy, domki, spanie w stogu siana, przechodzenie z podwórka na podwórko po rozłożystej lipie, a nawet ucieczka z domu „tak na trochę”, by potem wrócić. Także droga do szkoły była okazją do zabawy, a powroty trwały nieraz w nieskończoność. Dlaczego tak dobrze zapamiętałam tę książkę? Chyba dlatego, że takie przygody i takich przyjaciół jak dzieci z Bullerbyn chciałoby się mieć. Wśród książek mojego dzieciństwa był też „Tajemniczy ogród”. Pamiętam: byłam chora, gdy mama podsunęła mi tę książkę. Długo nie umiałam przebrnąć przez pierwsze rozdziały – są i takie książki. Ale kiedy Mary zaczęła odkrywać tajemnice starego, ponurego domu, razem z nią z bijącym sercem szłam ciemnymi korytarzami do drzwi, za którymi wciąż ktoś płakał. Potem był jeszcze „Mały Książę” – niezwykła książka, jedna z tych, do których wciąż się powraca. A swoją drogą to ciekawe, że pamięta się pierwsze przeczytane książki. Zajrzyjcie na strony 4–5. Moi koledzy, którzy na co dzień pisują w „Małym Gościu”, opowiadają o książkach swojego dzieciństwa. A na kolejnych stronach pani Emilia Kiereś, córka Małgorzaty Musierowicz, opowiada m.in. o książkach czytanych z mamą. Astrid Lindgren mówiła, że jeśli raz ktoś poznał, co to znaczy mieć radość z czytania książek, to już bez nich nie potrafi się obejść. No właśnie: jeśli ktoś poznał… Zachęcam Was do czytania. Trwają ferie. Jest więcej czasu. Na pewno macie książki, które czekają na przeczytanie. To wyjątkowe uczucie, może je znacie… Siadasz z książką wygodnie i po przeczytaniu kilku stron jesteś już tam, gdzie jej bohaterowie. Nie może być inaczej. Skoro jesteście czytelnikami „Małego Gościa”, to na pewno jesteście nałogowcami czytania. Dla Was specjalny dodatek: dwustronna zawieszka na drzwi. Korzystajcie z niej często.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.