Na quadach, motorach, nartach, pieszo, a nawet konno. Dbają o bezpieczeństwo nasze i całej Unii Europejskiej. Są na pierwszej linii nad samą granicą. Czasem uciekinierom ratują życie.
Bieszczady mienią się kolorami, w dolinach leży delikatna mgła, a ostatnie ciepłe dni lata zachęcają do wędrówek. W oddali widać wycięty pas lasu. To granica państwa. Biegnie dokładnie między biało-czerwonym słupem po polskiej stronie i żółto-niebieskim po stronie ukraińskiej. W środku kamień graniczny. Ale byłoby zdjęcie… Nie wolno! Straż Graniczna czuwa. Do słupa można zbliżyć się tylko wtedy, gdy biegnie tędy oznakowany szlak turystyczny. Jeśli szlaku nie ma, w odległości 15 metrów stoi tablica z informacją, że zaczyna się pas drogi granicznej i wchodzenie jest zabronione. Kto go przekroczy, może dostać mandat w wysokości nawet 500 zł, a gdy podejdzie do słupka ukraińskiego, popełni przestępstwo, które może skończyć się w sądzie. Czasem turyści, nie widząc patrolu, próbują podejść do słupa. – Ale to, że nas nie widać, nie znaczy, że nie widzimy, co się na granicy dzieje – uśmiecha się porucznik SG Janusz Tomaszewski, zastępca komendanta Straży Granicznej w Czarnej Górnej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.