Po śmierci mamy dziewięcioletni Karol razem z tatą i starszym bratem pojechali do Kalwarii Zebrzydowskiej. Kiedy uklękli przed cudownym obrazem Matki Bożej, tata powiedział: „Teraz Ona będzie waszą mamą”. I tak się stało. Kiedy Karol Wojtyła był już dorosły i został księdzem, a potem biskupem krakowskim i kardynałem, jego hasłem życiowym stały się słowa: „Totus Tuus”, czyli „Cały Twój” – można dodać – „Maryjo”.
A kiedy wybrano go na papieża – Jana Pawła II, w herbie do słów „Totus Tuus” dodał literę „M”. Wiele razy dawał dowody swojej wielkiej miłości do Matki Jezusa. 13 maja 1981 roku mijały 64 lata od objawień w Fatimie. To była środa. Słoneczne popołudnie. Jan Paweł II jak co tydzień spotykał się z wiernymi na placu św. Piotra. Czekały na niego tłumy. Kiedy tylko swoim odkrytym jeepem wyjechał z Bramy Dzwonów, rozległy się oklaski. W pewnej chwili samochód się zatrzymał. Papież wyciągnął ręce, by pobłogosławić małą dziewczynkę, po czym oddał dziecko mamie. Samochód ruszył dalej. W tej samej chwili padł strzał. Cisza. W niebo wzbiły się spłoszone gołębie. Padł drugi strzał. Zabójca celował perfekcyjnie. Nie spodziewał się jednak, że dziecko przesłoni mu cel. Czuwała Matka Boża. Tak poprowadziła kulę, że ominęła ona wszystkie najważniejsze narządy. Ojciec Święty osunął się z modlitwą: „Jezu, Maryjo, Matko moja…”. Wierzył, że życie ocaliła mu Ona, Maryja Fatimska. „Jedna ręka strzelała, inna kierowała kulę” – mówił potem w szpitalu. Rok po zamachu Jan Paweł II przyjechał do Fatimy, by dziękować ukochanej Matce. W koronie figury Maryi umieścił jedną z kul, która zraniła go na placu św. Piotra 13 maja 1981 r. Co ciekawe, było tam takie miejsce, do którego kula idealnie pasowała. Jak gdyby specjalnie przygotowane. Niejeden raz już w „Małym Gościu” pisaliśmy o Fatimie. O objawieniach Matki Bożej w dolinie Cova da Iria w Portugalii słyszeliście na nabożeństwach, majowych, różańcowych czy nawet na Roratach przygotowywanych przez naszą redakcję. Ale nigdy w „Małym Gościu” nie pisaliśmy o specjalnym zadaniu, które otrzymała Łucja, jedna spośród dzieci widzących Matkę Bożą. A było ono wyjątkowe (czytajcie o tym na stronach 4–6). Być może dlatego Matka Boża obiecała jej, że zostanie na ziemi „jeszcze jakiś czas”. I Łucja żyła 98 lat. Była świadkiem wielu wydarzeń, również zamachu na Ojca Świętego. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że kiedy Maryja podczas objawień mówiła o cierpieniu Ojca Świętego, chodziło o Jana Pawła II – że za niego szczególnie trzeba się modlić. Siostra Łucja wszystkie swoje cierpienia ofiarowywała w jego intencji. Zadanie, jakie dostała Łucja, było nie tylko wyjątkowe, ale i trudne. Bo prosta zakonnica, ukryta w karmelitańskim klasztorze, musiała ze słowami Matki Bożej, z Jej prośbą dotrzeć do biskupów, do samego Ojca Świętego. Nie poddała się, nie zrezygnowała. Dzięki niej wiemy dziś, jak bardzo Matka Boża cierpi z powodu grzechów ludzi. Żaden człowieka nie chce, żeby jego mama płakała. Dlatego zachęcam Was i siebie do wynagrodzenia Jej Niepokalanemu Sercu. Poczytajcie o nabożeństwie pięciu pierwszych sobót miesiąca. Prosiła o nie sama Matka Boża. Można zacząć w dowolnym miesiącu. Choć myślę, że październik jest idealny na rozpoczęcie. Na stronie 6. jest informacja o tym, jak takie nabożeństwo odprawić. Skoro Polska poświęcona jest Matce Bożej, a od 75 lat Jej Niepokalanemu Sercu, to nie możemy zawieść naszej najlepszej Mamy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.