Dokładnie 355 lat tamu Londyn był morzem ognia.
Chwilę po północy z 1 na 2 września 1666 roku w królewskiej piekarni Thomasa Farrynera na Pudding Lane w Londynie wybuchł pożar. Prawdopodobnie służąca zapomniała wygasić jeden z pieców. Ogień szybko się rozprzestrzeniał. Rodzinie udało się uciec przez okno, ale służąca, zbyt przerażona, nie zdążyła. Była pierwszą z sześciu ofiar ognia, który miał strawić całe miasto. Płomienie pochłaniały kolejne ciasno ustawione domy z drewna i słomy. Brygady ochotnicze były bezsilne. Gdy próbowały niszczyć budynki, by zablokować ogień, protestowali mieszkańcy. Na dodatek silny wiatr przesuwał ogień na zachód i północ. Spłonęły giełda i finansowe City. Runęła nawet zbudowana z kamienia katedra św. Pawła. Wiatr pchał płomienie także w kierunku Tower, gdzie składowano proch. Pięć dni trwała walka z ogniem. Straty były ogromne. Pożar zniszczył cztery piąte powierzchni miasta. Spłonęło 13 500 domów, 89 ze 100 kościołów, Giełda Królewska i kilka więzień, w tym pałac Bridewell. Podano, że zginęło sześć osób. Historycy podejrzewają jednak, że ofiar było więcej. Niektórzy z powodu wysokiej temperatury zwyczajnie zniknęli. Miasto odbudowano pod kierunkiem architekta Christophera Wrena. Domy budowano z kamienia, wzniesiono nową katedrę, 50 kościołów i pomnik Wielkiego Pożaru. Dziś to najwyższa wolnostojąca kamienna kolumna na świecie. O architekcie, który stworzył nowy Londyn, napisano w katedrze: „Jeżeli nie widzisz jego pomnika, rozejrzyj się dookoła”.
Więcej historycznych ciekawostek z września w najnowszym numerze "Małego Gościa"