nasze media Mały Gość 12/2024

Agata Puścikowska

dodane 01.08.2021 15:26

Siostry i dzieci w powstaniu

Gdy wybuchło powstanie warszawskie, dzieci walczących rodziców otrzymywały wsparcie od sióstr zakonnych.

Na ulicy Tamka w Warszawie siostry urszulanki szare prowadziły bursę, schronisko dla dzieci z biednych i trudnych rodzin. Siostry uczyły je alfabetu, dobrego zachowania i wiary. Kiedy wybuchło powstanie, na Tamce przebywało kilkadziesięcioro dzieci. Najstarsze jako sanitariuszki ruszyły w miasto. Siostry szyły im torby pielęgniarskie i biało-czerwone opaski. Młodsze zostały w bursie. Pomagały opatrywać rannych i gotować jedzenie dla powstańców oraz głodnych warszawiaków. A w piwnicach, które służyły za schrony, opiekowały się maluchami.

Co ciekawe, siostry wciąż prowadziły dla dzieci lekcje języków obcych i literatury polskiej. Wokół wybuchały bomby, trwały walki, a dzieci bardzo chciały się uczyć…

Franciszkanki Misjonarki Maryi przyjmowały wszystkich. Podczas powstania warszawskiego dały schronienie i dzieciom, ich mamom. Karmiły i organizowały czas. A kiedy już brakowało prawie wszystkiego, miały jeszcze dla nich – cudem zachowany – cukier. To ratowało je przed śmiercią głodową.

Na Powiślu w środku Warszawy, siostry szarytki w klasztornym ogrodzie hodowały… krowy i świnie. Mleko krów ratowało życie niemowlętom. Siostry doiły krowy, dzieliły porcje mleka, a matki w określonym czasie ustawiały się w kolejce, mimo że Niemcy cały czas ostrzeliwali klasztor i wszystkim groziła śmierć.

W klasztorze sióstr wizytek, na Krakowskim Przedmieściu ukrywały się matki oczekujące narodzenia dziecka. Siostra Maria, przed wojną położna i studentka medycyny, w czasie powstania przyjmowała dzieci przychodzące na świat.

Zmartwychwstanki z Żoliborza miały w szkole szpital powstańczy. Ich wychowanki pracowały jako sanitariuszki i łączniczki.

W Laskach, niedaleko Warszawy, siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża opiekowały się dziećmi niewidomymi. Jeszcze przed powstaniem warszawskim na terenie ośrodka dla niewidomych zorganizowano szpital. Pomagały też niewidome dzieci. Starsi chłopcy przenosili rannych, z pomocą ks. Stefana Wyszyńskiego, który wtedy przebywał w Laskach i był kapelanem szpitala powstańczego. Jedna z łączniczek wspominała, że dzieci przynosiły powstańcom koce i dzieliły się cukierkami, które same dostały. Chciały nawet prać ich rzeczy. Kiedy do Lasek przywieziono dowódcę grupy Kampinos „Szymona” ze strzaskaną nogą, trzeba było jakoś go ukryć. Siostry przed wejście do dowódcy, w pokoju przechodnim, położyły dzieci chore na czerwonkę. Na drzwiach umieszczono napis: „choroba zakaźna”. „Szymon” po kilku tygodniach mógł wrócić do swojego oddziału.

 

           

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..