Chrystus wśród uczonych w Piśmie, 1879 Kunsthalle Hamburg Max Liebermann, 1847–1935
Kochane moje smoki. Wiem, wracacie do szkoły. Łączę się z Wami w bólu. Na osłodę proponuję Wam dzisiaj obraz do podziwiania i szukania fałszerstw pod tytułem „Chrystus wśród uczonych w Piśmie”. Powinna być dla Was jakimś ukojeniem myśl o tym, że razu pewnego dwunastoletni chłopak zagiął wielkich nauczycieli. Jasne, że nie był to zwykły chłopak, ale jednak chłopak. W dodatku autor obrazu, Max Liebermann, przedstawił Jezusa w taki sposób, żeby wyglądał jak zwykły żydowski chłopiec. Właściwie czemu nie, przecież Jezus był żydowskim chłopcem – i na tym etapie chyba jakoś szczególnie nie rzucał się w oczy. A jednak gdy obraz trafił na Międzynarodową Wystawę Sztuki w Monachium w 1879 roku, wybuchł skandal. „To najbrzydszy, najbardziej wścibski żydowski chłopiec, jakiego można sobie wyobrazić!” – grzmiał w lokalnej gazecie jeden z krytyków sztuki. Wielu uważało, że to prowokacja, zwłaszcza że sam autor był Żydem. Liebermannowi dostało się nie tylko za postać Jezusa, ale też za otaczających Go uczonych w Piśmie. Obrażeni krytycy pisali, że to „stado najbardziej brudnych Żydów”. Awantura z tego powodu wybuchła nawet na posiedzeniu parlamentu Bawarii 15 stycznia 1880 r. Trzeba pamiętać, że były to czasy, w których Żydzi nie byli w Europie szczególnie lubiani, ale zasadniczo byli tolerowani, a nieraz nawet bardzo poważani. Liebermann należał raczej do tych ostatnich, ale tym obrazem się naraził. Chrześcijanie nie mieli zwyczaju przedstawiać Jezusa bez blasku albo chociaż nadzwyczajnego dostojeństwa. Wielu z nich rozeźliło się więc na widok „brzydkiego żydowskiego chłopca”. Czy on taki brzydki? Jak dla mnie, to w tej wersji podoba mi się dużo bardziej niż na setkach ugrzecznionych obrazków. Liebermann zresztą nie miał zamiaru obrażać kogokolwiek. Chciał po prostu przedstawić scenę z Ewangelii jak najbardziej realistycznie. On już tak miał. Podobnie realistyczne były portrety, które tworzył. Gdy jako młody malarz wykonał pierwszy oficjalny portret Petersena, burmistrza Hamburga, otrzymał zakaz prezentowania go publicznie. Dlaczego? Ano dlatego, że Liebermann malował tak, jak widział, bez żadnych upiększeń. Gdy więc pan burmistrz ujrzał swoje oblicze w brutalnej prawdzie, uznał, że woli jednak wydanie drugie, poprawione. Z tym obrazem, który tu widzicie, było trochę podobnie, bo autor malował prawdziwych Żydów – dlatego uczeni w Piśmie mają bardzo realistyczny wygląd. To po prostu portrety Żydów, którzy bywali w synagodze. Samą synagogę też sportretował. Spiralne schody widoczne po lewej Liebermann ujrzał w synagodze w Wenecji, gdy był tam jesienią 1878 roku. Na obrazie są też Maryja i Józef, ale z nimi nie było problemu, bo są prawie niewidoczni. Maryja schodzi po schodach i widzimy tylko fragment jej twarzy, a Józef spogląda w jej kierunku, więc widać tylko tył jego głowy. Skandal, jaki wybuchł w Monachium, był jednak dla Liebermanna dużym zaskoczeniem a nawet wstrząsem. Zdecydował się więc przemalować postać Jezusa na „ładniejszą”. Bo w pierwotnej wersji Jezus był „jeszcze brzydszy”: był boso, miał krótszą szatę, miał pejsy i mocno zaznaczony nos. W tym też nie było nic złego, ale przyjęło się, że Jezus tak nie wyglądał. Liebermann dla świętego spokoju założył chłopcu sandały, wydłużył szatę, zmienił wygląd twarzy i fryzurę. Z początku i to nie pomogło – obraz nie pasował do władającego wtedy sztuką akademizmu. Ale gdy później autor wystawił dzieło w Paryżu, ludzie zareagowali z entuzjazmem. Wcześniejsze problemy były jednak dla malarza na tyle dotkliwe, że w swej twórczości już niemal na zawsze porzucił tematykę religijną. Stopniowo malarstwo Liebermanna zdobywało coraz większe uznanie. Do tego stopnia, że w 1920 roku został prezesem Pruskiej Akademii Sztuk. W 1933 r. musiał z tej i innych funkcji zrezygnować – władzę w Niemczech zaczynał zdobywać Hitler. Los Żydów stawał się coraz gorszy. Sam Liebermann zdążył „na czas” umrzeć. Pożegnał się z tym światem w lutym 1935 roku. Jego żona Martha, zagrożona wywiezieniem do obozu koncentracyjnego, w 1943 roku popełniła samobójstwo. Obraz, który za życia Liebermanna trafił do muzeum w Hamburgu, został stamtąd usunięty w 1941 roku. Przetrwał jednak, podobnie jak pamięć o artystycznych dokonaniach autora. No, wystarczy. A teraz do roboty. W obrazie po prawej stronie jest siedem fałszerstw. Powodzenia!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.