Podobno bezustanny karnawał panuje w więzieniu. Bo tam jest bardzo dużo kar – czyli właśnie kar nawał.
Więzienny karnawał dość znacznie różni się od zwykłego, bo tam się nie tańczy, tylko siedzi. Co nie znaczy, że uczestnicy zwykłego karnawału nie siedzą. Owszem, czasem siedzą, ale – w odróżnieniu od tamtych – tylko wtedy, gdy mają ochotę. Niektórzy ludzie widoczni na obrazie, którym się tu zajmuję, akurat mają taką ochotę. Chyba nawet większość tych ludzi, bo jak widać, tańczą tylko nieliczni. Reszta prowadzi rozmowy, siedząc przy stolikach albo stojąc. Co to w ogóle za scena? Ano, to bal w Moulin de la Galette, czyli w ulubionym miejscu paryskich artystów i innych takich w XIX wieku. Wokół stojącego tam wiatraka powstały bary i kawiarnia. Często bywali tam m.in. wybitni malarze, tacy jak Vincent van Gogh, Henri de Toulouse-Lautrec czy Auguste Renoir. Chyba o nich słyszeliście. Nie? Aha. No to teraz usłyszycie (a dokładniej: przeczytacie) o tym ostatnim. Bo Auguste Renoir jest sprawcą tego obrazu. To jeden z najsławniejszych impresjonistów. Przypomnę krótko, że impresjoniści skupiali się nie na wiernym odtworzeniu rzeczywistości, lecz na uchwyceniu chwili. Chodziło o utrwalenie ulotnego wrażenia, gry świateł i barw. Dlatego obrazy impresjonistów są często jakby niewyraźne. Kształty nie mają ostrych konturów, a kolory zależą nie tyle od malowanego obiektu, ile od światła, które na niego pada. Na tym obrazie widać pełno plam barwnych, spowodowanych przez słońce przebijające się przez liście rosnących wokół drzew. Widać z tego, że bal odbywa się na wolnym powietrzu, prawdopodobnie latem (więc to nie za bardzo karnawał, ale co z tego: miał być bal – jest bal). Te świetliste plamy kładą się na twarzach, kapeluszach, ubraniach, na stolikach i ławkach. To trochę taki słoneczny deszcz. Za chwilę będzie inaczej – zachmurzy się albo ściemni, albo jeszcze coś innego się stanie, ale właśnie tę, a nie inną chwilę uchwycił Renoir. Na tym obrazie niepowtarzalną atmosferę tworzą też krzyżujące się spojrzenia widocznych tam osób. Wiele z nich to przyjaciele artysty: malarze, dziennikarze, urzędnicy. Renoir maluje krótkimi pociągnięciami pędzla, co daje wrażenie jakiegoś ruchu, wirowania. Ogólnie mówiąc, klimat tego obrazu jest po prostu przyjemny. Renoirowi właśnie o to chodziło. Kiedyś sam powiedział, że „obraz ma być czymś przyjemnym, wesołym i ładnym, tak – ładnym! W życiu jest wystarczająco dużo rzeczy przykrych, żebyśmy mieli jeszcze sami produkować brzydactwa”. Renoir nie produkował brzydactw. Należy do najlepszych malarzy impresjonizmu. W ciągu 60 lat namalował około 6 tysięcy obrazów, co znaczy, że jeden obraz tworzył średnio trochę dłużej niż trzy dni. Malował niemal do ostatniego tchu. Gdy stracił władzę w nogach, a i palce odmawiały mu posłuszeństwa, malował na siedząco z pędzlem przymocowanym do dłoni. Kazał sobie podać pędzle i farby jeszcze kilka godzin przed śmiercią. Gdy je oddawał, szepnął: „W końcu zaczynam coś rozumieć”. Co zrozumiał? Trudno powiedzieć, ale jedno jest pewne: był człowiekiem wielkiej twórczości. A w twórczości człowiek jest podobny do Boga. Może zrozumiał, że prawdziwa twórczość czeka nas dopiero z tamtej strony? Tak czy owak, Renoir wielkim malarzem był, a ja go sfałszowałem w siedmiu miejscach. Życzę sukcesów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.