W tym numerze dużo o mierzeniu, więc pomyślałem, że ten obraz będzie pasował do tematu. – A gdzie tu mierzenie? – zapytacie może. No jak to! A wy sobie wyobrażacie, ile się trzeba było namierzyć, żeby coś takiego zbudować? Te wszystkie pałace, kolumny, malowidła na ścianach – tego się od ręki i „na oko” przecież nie robiło.
A w dodatku na tym obrazie widać, jak nadzorcy wymierzają karę nie dość aktywnym robotnikom. Ktoś tam wymierza komuś razy biczem, a przynajmniej ktoś kogoś mierzy złym wzrokiem. A co to w ogóle za scena? Ano to Izraelici w Egipcie, zmuszani do niewolniczej pracy. Przypomnę, że Żydzi trafili nad Nil za czasów biblijnego Jakuba, zaproszeni tam przez jego syna Józefa, i na początku było dobrze, ale potem już nie. Potem byli zatrudniani do najcięższych robót. Księga Wyjścia wspomina, że gdy Mojżesz dorastał w pałacu, nad Izraelem ustanowiono „przełożonych robót publicznych, aby go uciskali ciężkimi pracami. Budowano wówczas dla faraona miasta na składy: Pitom i Ramses” (Wj 1,11). Autor tego obrazu, Edward John Poynter, wyobraził sobie to w taki sposób: Żydzi robią jak się patrzy, a Egipcjanie patrzą, jak się robi. No i poganiają. Ciekawie wygląda facet z biczem w środku obrazu – jedzie na platformie razem ze sfinksem, rozparty na stołku. Właśnie zerwał się z tego stołka, żeby smagnąć tych biedaków, którzy i tak już wysilają się nad miarę. Ale żeby się zanadto nie zgrzał, stojący za nim niewolnik chroni go przed słońcem parasolem. W jeszcze większe luksusy opływają ważniacy widoczni po lewej stronie obrazu, a szczególnie kobieta z dzieckiem w lektyce i nieco głębiej mężczyzna w ciągniętym przez konie rydwanie. To zapewne faraon, jego żona i dziecko. No, tam to już jest komfort całą gębą. Parasole, wachlarze, gotowa na każde skinienie świta. Egipcjanie rządzą się na całego. Nawet synek na kolanach pani faraonowej trzyma w ręku mały bicz i też nim się na kogoś zamierza. W centrum u dołu widać mężczyznę, który zasłabł i jakaś kobieta podaje mu wodę. Pochylony nad nim Egipcjanin z kijem zaraz straci cierpliwość. Po prawej widać kobietę, która wybija rytm na bębenku, a za nią tańczy i klaszcze czarnoskóry niewolnik. To chyba taki zespół propagandowy z dźwiękowym zestawem motywacyjnym. Całość, przyznacie, wygląda dość imponująco. Pewnie tak to jakoś musiało wyglądać w rzeczywistości. Bardzo realistyczny obraz, rzec można. Ano realistyczny, jak przystało na dzieło malarza epoki wiktoriańskiej. Chodzi o epokę, w której panowała brytyjska królowa Wiktoria. Rzeczywiście była to cała epoka, bo ta pani rządziła Imperium Brytyjskim ponad 60 lat: od 1837 r. do 1901. Pan Edward Poynter upodobał sobie tematy historyczne, sceny biblijne i zaczerpnięte z mitologii. Jego dzieła zdobyły duże uznanie. Został nawet prezesem Akademii Królewskiej i za swoje zasługi dla kultury otrzymał tytuł szlachecki. Odtąd więc mówiło mu się sir Edward, choć myślę, że jego żona mówiła mu po prostu Edward. W czasach sir Edwarda starożytność była bardzo w cenie. Wiązało się to z odkryciami archeologicznymi. Ludzi bardzo interesował Egipt, a wiele bogatych państw wywoziło stamtąd mnóstwo zabytków do swoich galerii. Edward Poynter zaspokoił ciekawość i wyobraźnię Europejczyków w sposób bardziej cywilizowany. I chwała mu za to. Ja wiem, że ilość szczegółów na obrazie może budzić wasze przerażenie, ale spokojnie – każde fałszerstwo jest widoczne bez potrzeby korzystania z lupy. Fałszerstw tych jest tym razem osiem. A zatem powodzenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.