Lucas Moura jest superbohaterem! – twierdzi Mauricio Pochettino, genialny trener Tottenhamu. Czy ktoś twierdzi inaczej?
K ocha Biblię. Głośno mówi o swojej miłości do Pana Boga. I dziękuje za talent, który od Niego otrzymał. Jego hat trick w półfinale Ligi Mistrzów podziwiali kibice z całego świata. Po trzecim golu rodzina piłkarza z radości wskoczyła w ubraniu do basenu. Lucas Moura najchętniej wraca do Psalmu 139. Werset 14 brzmi: „Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła”. Bitwa pierwsza: Na ulicach São Paulo – Historia Dawida przypomina nieco moją – opowiada piłkarz angielskiemu portalowi Cross The Line. – Jako dziecko zawsze byłem najmniejszy w klasie. Raczej we mnie nie wierzono. A do drużyny piłkarskiej, z powodu wątłej postury, wybrano mnie jako tego ostatniego. Ja jednak, jak Dawid Goliata, pokonałem niejednego olbrzyma – dodaje. Lucas Moura dorastał w brazylijskim mieście São Paulo. W dosyć niebezpiecznej części miasta. – Kiedy byłem młody, było mi bardzo ciężko, ponieważ w okolicy nie brakowało problemów z przemocą, gangami, bronią czy narkotykami – wspomina piłkarz w brytyjskim dzienniku „London Evening Standard”. – Miałem znajomych, którzy wybrali kryminalne życie. Niektórzy z nich są teraz w więzieniu, a niektórzy już nie żyją. Wybrali złą drogę... Lucas wybrał... piłkę nożną. – To rodzice wskazali mi dobrą drogę – zapewnia. Mama Maria była fryzjerką, tata Jorge urzędnikiem. – Grałem w piłkę na ulicy. Ale moim marzeniem było zostać piłkarzem – wspomina skrzydłowy Tottenhamu. Bitwa druga: W autobusie i pociągach Jako pięciolatek zaczynał w szkółce piłkarskiej Marcelinho Carioki. Gdy zjawił się w kolejnym klubie, okazało się, że gra w nim już inny Lucas. Skoro przybył z drużyny Marcelinho, będziemy wołać na niego... Marcelinho – postanowili nowi koledzy. Ten pseudonim przykleił się do Lucasa Moury na długie lata. Później Marcelinho trenował w coraz większych klubach. By ćwiczyć w słynnym Corinthians, dojeżdżał na boisko autobusem i dwoma pociągami. Ostatecznie, jako 18-latek, zadebiutował w pierwszej drużynie innego znanego klubu – São Paulo FC. Dotąd na jego koszulce widniał jeszcze pseudonim. Teraz Brazylijczyk postanowił być znany z imienia i nazwiska – jako Lucas Moura. W tamtym sezonie zdobył cztery gole, a czterokrotnie z jego podania padały bramki. Bitwa trzecia: O powrót do Kościoła Z São Paulo 20-letni Lukas trafił do Paryża – do PSG. Władze klubu i kibice widzieli w nim nową gwiazdę. Zdarzały się jednak i lepsze, i słabsze występy. Do swoich piłkarskich umiejętności nie przekonał trenera. W ciągu pięciu lat gry w PSG zdobył 46 bramek. Szczególnie jedna akcja, po której nie padł gol, zapadła wszystkim w pamięć. Mecz PSG kontra Marsylia. Lucas przejmuje piłkę na własnej połowie boiska. Rusza odważnie w stronę bramki przeciwnika. Kolejni rywale przecierają oczy ze zdumienia, gdy mija ich jak chorągiewki na treningu. Przebiega tak blisko 70 metrów. Wreszcie technicznym strzałem przerzuca piłkę nad bramkarzem... W ostatniej chwili obrońca ratuje Marsylię przed utratą gola. Piłka nie przekracza linii bramkowej. Lucas Moura w Paryżu przeżył jeszcze coś ważnego... Ważniejszego nawet od mistrzostwa kraju. Tam na nowo odkrył miłość Pana Boga. Wychował się w katolickiej rodzinie. Jako dziecko chodził z rodzicami i rodzeństwem do kościoła. W dorosłym życiu, zwłaszcza po wyjeździe z rodzinnego miasta, jego wiara osłabła. – Przestałem uczestniczyć we Mszach – przyznaje w rozmowie z Cross The Line. Na szczęście we Francji spotkał osoby, które skierowały go – jak dawniej rodzice – na właściwą drogę. – Poznałem ludzi, którzy bardzo prosto, a jednocześnie mądrze ukazali mi słowo Boże, powiedzieli więcej o Jezusie – wspomina piłkarz. Bitwa czwarta: W Lidze Mistrzów Aby dotrzeć do finału Ligi Mistrzów, drużyna Tottenhamu pokonała między innymi takie potęgi jak Manchester City, Borussia Dortmund czy Inter Mediolan. W meczu z Ajaxem Lucas Moura strzelił trzy gole. Wszystkie dzięki niesamowitej szybkości, świetnej technice i pewności siebie. I jest coś jeszcze. Moura to piłkarz prawonożny. Tym razem strzelał gole lewą nogą. Wydawało się, że to Holendrzy zagrają w finale Ligi Mistrzów. Prowadzili 2:0. Wówczas w Brazylijczyku odezwał się biblijny Dawid. Trzecią bramkę zdobył w ostatnich sekundach meczu. Lucas wbiegł pomiędzy dwóch wyższych od siebie obrońców. Przewyższył ich piłkarskim sprytem. – Lucas Moura jest superbohaterem! – stwierdził po tym meczu jego trener Mauricio Pochettino. I jak tu nie wierzyć w siebie... Na Instagramie i na Twitterze tuż po meczu piłkarz zapisał słowa z Ewangelii według św. Łukasza: „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37). Nie pierwszy raz cytował Biblię. Obok prezentujemy kilka innych ważnych dla Lucasa fragmentów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.