Na ulice wyjedzie tylko 106 sztuk tego modelu. Przeczytaj to zdanie trzy razy. Tyle czasu kierowca potrzebuje, by rozkręcić prędkość 300 km/h.
Na zewnątrz nie ma lusterek. Kierowca zerka na dwa ekrany w kokpicie. Obraz rzucają niewielkie kamery. Nie ma też wystających spojlerów, jak w innych superszybkich autach. Ale jest rekordowa prędkość. A w środku są trzy fotele. „Samochód jak żaden inny” – tak zaczynają opis McLarena Speedtail jego twórcy. Na torze i na ulicy Nazwa McLaren kojarzy się głównie z bolidami Formuły 1. W minionym roku w bolidzie McLarena ścigał się dwukrotny mistrz świata Fernando Alonso. Bruce McLaren, twórca marki, też się ścigał McLarenem. Tyle że pół wieku wcześniej. Speedtail to kolejny pojazd, który wyjeżdża z fabryki McLarena, by zdobywać zwykłe drogi. Niektórzy w jego kształcie dopatrują się kropli wody. Zwłaszcza, gdy auto widać z lotu ptaka... Lub lotu drona. Opływowy kształt (nie macie wrażenia, że samochód jest śliski?) ma porwać kierowcę niemal do lotu. Jeśli komuś spodobał się Speedtail, koniecznie powinien poznać McLarena F1. Bo to jego pierwowzór. 25 lat temu F1 rozpędzał się do prędkości 372 km/h. Speedtail jest jeszcze szybszy... A właściwie będzie szybszy. Bo na ulice wyjedzie za parę miesięcy. Oba modele łączy wnętrze, gdzie wygodnie rozsiąść mogą się trzy osoby. Kierowca siedzi ani to z lewej, ani z prawej strony... Steruje pojazdem dokładnie w jego centrum. Skrzydła w górę... Ruszamy! Słowo „steruje” pasuje tu jak ulał. Przyciski i pokrętła do odpalenia silnika czy otwierania okien znajdują się pod sufitem... Prawie jak w samolocie. No to jazda! Ruszamy... Wyobraźmy to sobie. Drzwi unoszą się w górę... jak skrzydła. Teraz należy policzyć do 13. Dokładnie 12 sekund i osiem dziesiątych sekundy zajmie nam rozpędzenie maszyny do prędkości 300 km/h. Auto wyposażono w układ z silnikiem benzynowym i elektrycznym. To daje wsparcie 1000 koni mechanicznych. Jest moc! A jak moc, to i prędkość. Maksymalnie auto może lecieć blisko 400 km/h. Jest coś jeszcze, co łączy modele F1 i Speedtail. To ilość egzemplarzy, które trafiły do sprzedaży. Dokładnie 106 aut. Jeśli ktoś byłby zainteresowany, mamy złą wiadomość – wszystkie znalazły już nabywców. A mówiąc całkiem serio, raczej trudno będzie wypatrzeć na drogach swojego miasta „kropelkę”. A jedna taka „kropelka” warta jest ponad 8 mln złotych.