Nie mów swojemu Bogu, że masz wielki problem. Odwrotnie – powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga. To działa!
Tak napisała jedna z byłych czytelniczek „Małego Gościa”, która kiedyś często pisywała o swoich problemach do Izy Paszkowskiej. Pani Iza od wielu lat odpowiadała na listy naszych czytelników, kiedyś – w rubryce nazywanej „Darmowe korepetycje”, a ostatnio w „Kochanych problemach”. Każdego traktowała z taką sama uwagą, każdemu odpowiadała jak kochająca mama. Żadnego listu nie zostawiała bez odpowiedzi. Kto pisał do pani Izy w ostatnim czasie, zauważył pewnie, że coś jest nie tak. Iza odpowiadała zawsze, każdemu i od razu. Tym razem tak nie było. Wiadomości pozostawały bez odpowiedzi. Dlaczego? Bo pani Iza jest bardzo chora. „Kiedy tylko wrócą mi siły, od razu siadam do laptopa…” – tak kończy niemal każdą rozmowę ze mną. Wśród listów, które otrzymywała Iza, od pewnego czasu były też takie, które pisali byli czytelnicy. Ci, którzy kiedyś szukali u niej pomocy w rozwiązywaniu swoich nastoletnich problemów. Dzisiaj to już dorośli ludzie, studiujący, pracujący. Niektórzy nawet założyli rodziny. Wiem od Izy, że nie zawsze było łatwo, że jej odpowiedzi nie zawsze podobały się pytającym, że czasem był bunt i sprzeciw. Tak jak w domu, kiedy rodzice zwracają uwagę, na coś nie pozwalają, gdy widzą problem inaczej niż ich dziecko. Przeczytajcie te listy. One pokazują, że warto posłuchać dorosłych. Że kiedy miną emocje, dobrze przemyśleć usłyszane słowa i iść za radą bardziej doświadczonych. I na koniec prośba. Właściwie wyręczyła mnie jedna z byłych czytelniczek, która swój list zakończyła słowami: „Myślę, że jesteśmy Pani wiele winni. Obiecuję odwdzięczyć się zdrowaśkami”. O to i ja Was proszę.
Czasem lepiej odpuścić
Jestem pewna, że moje życie jest całkiem inne niż wtedy (13 lat temu!), gdy pierwszy raz napisałam do pani Izy. Gdybym teraz miała te same problemy co wtedy, na pewno nie zaprzątałabym sobie nimi głowy, ani nie pisała do pani Izy… Ale wtedy były to największe dylematy na świecie, a chłopak, w którym byłam zakochana, był jedynym możliwym kandydatem na męża. „Jak nie on, to żaden” – chyba milion razy pisałam te słowa…! A tu… figa z makiem – Bóg miał inny plan i w porę (choć nieprędko) podzielił się nim ze mną. Od trzech lat jestem szczęśliwą żoną wspaniałego mężczyzny, starszego ode mnie o osiem lat, a od półtora roku – także szczęśliwą mamą. Aż mi siebie szkoda, kiedy myślę o dziewczynie sprzed kilkunastu lat, którą byłam. Ale to wszystko było po coś. Chłopak, który niekoniecznie zachowywał się w porządku wobec mnie, moje obsesyjne myślenie o nim – wszystko to dawało mi codziennie tyle energii, że wiele w życiu osiągnęłam, choć nie zwracałam na to uwagi. Skończyłam dobre liceum, on w międzyczasie wyjechał na studia do innego miasta. Rozpoczęłam swoje studia i… dopiero wtedy na serio się zakochałam. W kimś, kto i mnie pokochał, tak faktycznie, realnie. Zakochałam się w moim obecnym mężu. Wniosek? Czasem lepiej odpuścić. Nie mówić Bogu, że ma się wielki problem, ale odwrotnie – powiedzieć swojemu problemowi, że ma się wielkiego Boga. To działa! Była czytelniczka
Odnaleziona droga
Pierwszy raz napisałem do pani Izy kilkanaście lat temu (dokładnej daty nie pamiętam). Moje życie osobiste nie było wtedy kolorowe. Coraz bardziej pogłębiająca się nerwica lękowa sprawiła, że izolowałem się od świata, a jedynym miejscem, do którego chodziłem, był kościół i przyparafialna świetlica. Z taką chorobą trudno znaleźć zrozumienie w społeczeństwie. Ludzie niewiele wiedzą o tego typu przypadłościach. To rodzi mnóstwo konfliktów. Nierozumiany przez nikogo, zrozumienie znajdowałem u pani Izy. Dzięki niej moje życie stopniowo się zmieniało. Zacząłem – jak mi poradziła – od psychoterapii, potem trafiłem do Fundacji „Dr Clown” (leczymy uśmiechem). Okazało się, że mam rewelacyjny kontakt z dziećmi. Zdobyłem zawód terapeuty zajęciowego i rozpocząłem studia na kierunku nauki o rodzinie. Zdobyta wiedza do dziś pomaga mi w zrozumieniu siebie, swojego zaburzenia i powoduje chęć pomocy ludziom podobnym do mnie, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, że ich życie opanowała przypadłość, z którą da się żyć. Życie wciąż sprawia mi przykre niespodzianki, ale u pani Izy mam zawsze wsparcie. (Imię i nazwisko do wiadomości redakcji)
Idę za głosem Reżysera
Napisałam do pani Izy po raz pierwszy w gimnazjum. Wtedy miałam jakieś 13, może 15 lat. Dziś – 22, no… za chwilę 23. Nie wierzę, że to już tyle czasu! Rodzice kupowali mi „Małego Gościa” i zawsze chętnie czytałam stronę porad pani Izy. Pewnego dnia stwierdziłam, że napiszę. Najpierw eksperymentalnie, chciałam sprawdzić, czy to działa, czy faktycznie można tak za darmo uzyskać odpowiedź? O dziwo, dostałam ją tego samego dnia. Nie byłam pewna, czy mogę napisać kolejną wiadomość, czy nie będę zbyt nachalna? I tak się zaczęło… W pierwszej wiadomości do pani Izy opisałam typowe nastoletnie problemy. Sprawy, o których nie rozmawia się z rodzicami ani z każdą koleżanką. Z biegiem czasu tematy wiadomości się zmieniały. Od chłopaków, przez konflikty z koleżankami, aż po małe wielkie spory rodzinne. Nieraz pytałam też o Boga, spowiedź, wiarę. W każdej odpowiedzi odnajdywałam odniesienie do Kościoła, świętych. To ważne, bo dzięki temu faktycznie staram się widzieć Pana Boga. Moje życie się zmieniło. Stałam się bardziej pozytywna, nie boję się marzyć, dążyć do wyznaczonych celów. Do dziś raz na jakiś czas wymieniam z panią Iza kilka zdań. Wiadomo, każdemu zdarzają się lepsze i gorsze dni… Pani Iza zawsze potrafi napisać kilka zdań, które motywują, wywołują uśmiech i ciepło w sercu. Zmieniły się też moje problemy. W wiadomościach już nie piszę, że podoba mi się ministrant z mojej parafii i co mam zrobić, by ze mną porozmawiał. Teraz wszystkie życiowe decyzje podejmuję sama. Choć przed ważnym wyborem lubię poznać zdanie pani Izy. To właśnie ona była ze mną, gdy zdecydowałam się na wyjazd do pracy za granicą, gdy wyjeżdżałam na studia w ramach wymiany studenckiej, gdy znalazłam dla siebie idealny samochód, gdy szukałam pracy. Dziś wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny! Że wszystkim przecież steruje On, Pan Bóg – wyznacza nam każde zadanie, a my mamy znaleźć odpowiednią drogę, by je realizować. Pomimo że pochodzę z dobrego domu, katolickiej rodziny, powodzi mi się dobrze, to nie wiem, jak wyglądałoby mojego życie, gdybym nie zrobiła tego pierwszego kroku i nie kliknęła „wyślij” do: iza.paszkowka@malygosc.pl. Zmieniło się wiele. Również to, że teraz pod każdym mailem się podpisuję, a nie jak w pierwszej wiadomości – gdy byłam anonimowa. Gall Anonim
Inna nie znaczy gorsza
Tak sobie czytam wiadomości nadesłane do Pani przez różnych ludzi, i ostatnio natrafiłem na list, w którym jakaś nastolatka smuci się że jest inna, gorsza, bo nie zna się na modzie, nie biega jak kot z pęcherzem do sklepów itd. Myślę, że powinna być dumna z tego, że jest Inna, bo być Innym to radość. To, że ludzie nas – Innych – nie rozumieją, jest ich stratą. Nie musimy robić tego, czego od nas inni oczekują, ślepo podążać za „autorytetami”. Każdy ma, a przynajmniej powinien mieć, swoje zasady i kodeks, wedle którego będzie postępował. Czytelnik
Kiedyś miałam problemy
Nie wiem, czy jeszcze mnie Pani pamięta, ale już jakiś czas zbieram się do napisania listu, krótkich podziękowań. Przeglądałam właśnie stare maile i… jestem pełna podziwu dla Pani cierpliwości do mnie :) Czytam sobie listy 12-latki i odpowiedzi, w których zawsze czułam się traktowana serio, dzięki którym mała dziewczynka mogła się dowiedzieć trochę o świecie. Dziękuję za tamte lata, podczas których poświęcała mi Pani tyle czasu. Dziękuję za zrozumienie błahostek, które kiedyś wydawały mi się problemami, i za to, że miała Pani ogromny wpływ na ukształtowanie mojego światopoglądu, charakteru, moralności. Z perspektywy czasu widzę, jak praca innych ludzi zaowocowała w moim życiu. Pamiętam, że zawsze była Pani moim autorytetem i bardzo lubiłam pisać, niecierpliwie czekałam na odpowiedzi. Do tej pory w pewnych sytuacjach przypominają mi się niektóre listy :) Mam nadzieję, że to wszystko, co zrobiła Pani dla czytelników, zaowocowało również w Pani życiu, dawało wielką radość. Myślę, że jesteśmy Pani wiele winni i obiecuję odwdzięczyć się zdrowaśkami! Studentka
Warto wierzyć, warto marzyć
Kilka lat temu pisałam do Pani, gdy byłam w trudnej sytuacji. Drugi rok studiów, nic mi wtedy nie szło, byłam załamana i chciałam zrezygnować. Poradziła mi Pani, by kontynuować naukę, bo po anglistyce można naprawdę wiele zrobić. Te słowa utkwiły mi w pamięci, chociaż później działo się jeszcze gorzej. Zaliczyłam semestr, ale w następnym miałam poprawki ze wszystkiego. Czułam się po prostu fatalnie, no bo kto ma poprawki ze wszystkiego? U nas na roku nikt, tylko ja. Dodatkowo ludzie zaczęli o mnie gadać… Rodzice bardzo mocno mnie wtedy wspierali. Chociaż nie widziałam w tym sensu, zawzięłam się i zdałam wszystko. Było ciężko. Potem minął trzeci, czwarty i piąty rok – w zasadzie bez problemu. Udało mi się. Dzisiaj minęły już trzy lata od ukończenia studiów i chciałam Pani podziękować za tę radę. Tak jak mi Pani radziła – to był bardzo dobry wybór. Mam plany na przyszłość i powoli zaczynam je realizować. Chciałam się tym podzielić, bo wiem, że na pewno sporo osób pisze do Pani z takimi problemami. Wiem dobrze, że studia mogą być bardzo trudnym czasem, ale jeśli się go przetrwa, będzie tylko lepiej. Jestem dziś dużo bardziej pewna siebie, chętnie się uczę, a trudności motywują mnie, a nie zniechęcają. Wtedy nie wierzyłam, że mi się uda. Może to świadectwo przyda się komuś z podobnym problemem. Zwłaszcza jeśli ktoś ma wielkie marzenia, nieprzystające do rzeczywistości. Ja tak miałam. Na szczęście to już za mną. Wdzięczna