…Pana Boga swego
Marta Januszewska dziennikarka Jedynki Polskiego Radia – Wiecie, jak to jest, kiedy ktoś w zamian za piękne prezenty, pyszny obiad, zabranie do kina czy na wycieczkę niczego od nas nie chce? Oczywiście, że wiecie. Tak zachowują się rodzice. Dają nam tyle rzeczy, poświęcają czas, uczą i… nie spodziewają się rewanżu. Mama nie kalkuluje, że jeżeli ugotuje moją ulubioną zupę jarzynową, to będę lepszym dzieckiem i będę ją bardziej kochać. Tata nie oczekuje, że będzie bardziej ukochanym tatą, jeśli kupi mi tę grę, o której mówią wszyscy w klasie. Obdarowują nas, bo nas kochają. Pamiętam, że w zerówce byłam bardzo nieznośnym dzieckiem. Dobrze się uczyłam, ale zachowanie – porażka. Zawsze na koniec dnia pani ustawiała nas w szeregu i wyczytywała imiona dzieci, które miały zrobić krok naprzód. To były te, które zasłużyły na pochwałę. Przeważnie większość. Ja zwykle zostawałam w szeregu... Trudno się dziwić, skoro kłóciłam się z innymi, przeszkadzałam im podczas zabawy, nie chciałam ustępować i traciłam cierpliwość, gdy wolniej niż ja wykonywały jakieś zadanie. Wychowawczyni nie raz i nie dwa musiała mamie szepnąć coś na temat mojego zachowania. A moja mama nigdy nie dała mi poczuć, że jestem gorsza. Jedynie sprytnie podsuwała mi lektury, które przy okazji miały korygować moje zachowanie. I chyba to się udało, bo choć dzieckiem pozostałam dość upartym, to za jedną z najważniejszych książek dzieciństwa uważam „Słoneczko” Marii Buyno-Arctowej, w której od razu zauważyłam, że krnąbrna Hanka to ja. Jak nie kochać takiej mamy? Kochałam (i kocham) ją po prostu za to, że jest i że mnie kocha taką, jaka jestem. Jest Ktoś jeszcze, kto tak się zachowuje, prawda? Daje wszystko, co nam potrzebne. Kocha, pomimo że bywamy nieznośni i krnąbrni. Kocha jak mama i tata razem wzięci. I jeszcze bardziej. Chciałby tylko, byśmy też Go kochali. Całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. ☻
…bliźniego swego
Justyna Bednarek pisarka, autorka książek dla dzieci, m.in. „Niesamowitych historii dziesięciu skarpetek” – W czasie jednej z najważniejszych w moim życiu spowiedzi – bo w konfesjonale zasiadał ważny dla mnie ksiądz, który w pewnym sensie żegnał się ze mną i w związku z tym udzielał mi wskazówek na resztę życia – usłyszałam: „Módl się i bądź dobra dla ludzi”. I tak właśnie rozumiem „miłowanie”, o którym mówi Pan Jezus w przykazaniu miłości: żeby po prostu być dobrym dla ludzi. Oczywiście, natychmiast można zacząć rozważanie, co to znaczy „być dobrym”. I tu nie ma jednej odpowiedzi. Czasem to oznacza, że trzeba dać romskiemu dziecku pięć złotych, czasem – pomodlić się za czyjeś powodzenie na egzaminie, czasem pomóc tacie w sprzątaniu czy wysłuchać zakochanej przyjaciółki. Albo – to moim zdaniem jest bardzo ważne – pomyśleć życzliwie o mijanym człowieku. Zdarza mi się, gdy jadę metrem, przyglądać się ludziom. Bywa, że napotkam czyjąś zatroskaną minę. Myślę sobie wtedy w głębi duszy: „Panie Boże, odsuń od niego lub od niej tę troskę”. Oczywiście miłowanie może też oznaczać, że czegoś komuś odmówimy – na przykład pomocy w czymś, co jest złe. Ta przykazana miłość bliźniego na pewno nie jest tym samym, co rozumiemy przez kochanie. Czasem zdarza się, że kogoś nie lubię, bo uważam, że ma paskudny charakter. Czy to oznacza, że mam być dla niego niedobra? No nie! Ba, myślę nawet, że w oczach Boga większą zasługą jest pomoc w potrzebie komuś, kogo niespecjalnie lubię i muszę zwalczyć swoją pychę, żeby zrobić dla tej osoby coś dobrego. Wtedy dopiero działam całkowicie bezinteresownie. Wcale nie muszę lubić, żeby pomóc. Na koniec dodam jeszcze, że ta część przykazania: „Miłuj bliźniego swego” – nie istnieje bez drugiej: „Jak siebie samego”. Żeby umieć miłować ludzi, trzeba zacząć od siebie.☻
...bliźniego swego jak siebie samego
Arkadiusz Głogowski aktor, twórca Teatru Grot – Nie pokocham drugiego człowieka, jeśli nie będę kochać siebie, jeśli nie zaakceptuję tego, że nie jestem idealny, że mam też swoje słabości. Ale na pewno jestem dobry, bo stworzony i zaplanowany przez kochającego Boga. A wszystko, co Bóg stworzył, jest dobre. Aktorstwo to trudny zawód, wymaga sporo pracy, samozaparcia, często rywalizacji. I w sumie dość łatwo popaść w samouwielbienie. To nie jest dobra droga. Bywają też załamania, bo jestem słaby, bo mi nie wychodzi, bo nie osiągnąłem tego lub tamtego, bo ktoś jest lepszy, więcej zdobył, jest bardziej znany, rozpoznawany. Trzeba w tym wszystkim zachować równowagę, wtedy mój talent będzie cieszył mnie i Pana Boga, i będzie też służył drugiemu człowiekowi. Warto zawsze pamiętać, że Bóg akceptuje nas i kocha takich, jakimi jesteśmy. I trzeba pracować nad sobą mądrze i spokojnie. Na tym też polega miłość do samego siebie. Nie popadać w rozpacz, gdy coś nie wyjdzie. Bo każda porażka jakoś buduje i wzmacnia. Trzeba wyciągnąć wnioski, a nie się zamartwiać. Nie muszę być najlepszy we wszystkim. Jeśli pokocham siebie takiego, jakim stworzył i kocha mnie Bóg, będę umiał kochać drugiego człowieka. ☻