Ostatnio dużo pisałem o ptakach. Była gołębica. Pojawił się orzeł. Wspomniałem też o pelikanie. Pamiętacie? Czas zacząć twardo stąpać po ziemi. Ale ze wzrokiem utkwionym w górze.
Powody ku temu są co najmniej dwa. Pierwszy to ten, że sam Pan Jezus zstąpił z nieba i zamieszkał na ziemi. A drugi – o którym później – to historia pewnego czworonoga, który wiedział, jak ustawić się w życiu. Ale po kolei. Najpierw Pan Jezus. Przyjął ludzką naturę i – z wyjątkiem grzechu – we wszystkim był do nas podobny. Jako Syn Boży i jednocześnie syn Józefa i Maryi był posłuszny swoim Rodzicom. Całym swoim życiem wskazywał, że największym szczęściem dla nas jest niebo. Niezależnie od tego, w jakich żyjemy czasach, na jakim mieszkamy kontynencie, jakim posługujemy się językiem, to najgłębsze pragnienie każdego człowieka. Jeśli zajrzycie głęboko do swoich serc, to przekonacie się, że tak właśnie jest. Panowie Ministranci! Zastanawialiście się kiedykolwiek, gdzie możemy poczuć przedsmak nieba? No tak, mam na myśli sakramenty, a szczególnie Eucharystię. Jest ona „źródłem i szczytem życia i misji Kościoła”. Najważniejszym ze wszystkich sakramentów. Wyobrażacie sobie puste kościoły, w których nie sprawuje się już Mszy Świętej? Albo takie miejsca na ziemi, gdzie brakuje kapłanów? Uwierzcie mi, że takich miejsc nie jest wcale tak mało. Świątynie przekształcane w magazyny, hale, muzea, a nawet restauracje. Widok bardzo przykry. To smutne, ale takie są fakty. Piszę to też po to, żeby was prosić, że jeśli usłyszycie w sercu głos powołania czy chociaż przez krótką nawet chwilę pomyślicie o kapłaństwie, to nie zagłuszajcie tych myśli w sobie. Módlcie się o światło Ducha Świętego. Porozmawiajcie z opiekunem, księdzem. Kto wie, może i was Pan Jezus wzywa do służby w Kościele? Uchylę wam rąbka tajemnicy. Po raz pierwszy o tym, żeby zostać księdzem, pomyślałem tuż po I Komunii Świętej. Działo się to podczas odwiedzin duszpasterskich, tradycyjnej kolędy. Ksiądz proboszcz, opuszczając nasze mieszkanie, zwrócił się do mnie mniej więcej w takich słowach: „Rafale, gdybyś kiedykolwiek usłyszał pukanie Pana Jezusa do twego serduszka, to…”. Całości wam nie zdradzę. Bo to bardzo osobiste. Dodam tylko, że te słowa przypominały mi się bardzo często. Słyszę je do dziś. A ich konsekwencją jest to, że zostałem księdzem. Nie lekceważcie zatem podszeptów Ducha Świętego. I słuchajcie rad mądrych ludzi. To moja gorąca prośba. Panowie Ministranci! Tyle o mnie. Bo obiecałem przecież, że przyjrzymy się jeszcze pewnemu czworonogowi, który wiedział, jak ustawić się w życiu. Jeśli myślicie, że mam na myśli jakiegoś cwaniaka, kombinatora, symulanta, to nic z tych rzeczy. Nie o takim ustawianiu mówię. Czworonóg, o którym wspominam, to wół – symbol św. Łukasza Ewangelisty. Spisana przez tego świętego Ewangelia skupia się na znaku ofiarnej śmierci Chrystusa, a wół dla Żydów, jak i dla rzymskich kultów pogańskich był zwierzęciem ofiarnym. Ewangelia według św. Łukasza przedstawia Jezusa jako wielkiego sługę ludzi i jako ofiarę za całą ludzkość. Ale jest jeszcze coś, na co chciałem zwrócić waszą uwagę. W Łukaszowym przekazie wół, razem z osłem, jest świadkiem narodzin Mesjasza. W stajenkach urządzanych w waszych kościołach też zapewne wół się znajdzie. Panowie Ministranci! Wiecie, dlaczego uważam, że wół tak dobrze się ustawił? Bo był przy Panu Jezusie od momentu Jego narodzin. Co jak co, ale zdecydowanie warto postawić się na miejscu tego zwierzęcia. Adorować w swoim życiu Pana Jezusa. Być blisko Niego. Wy macie ten przywilej, że – podobnie jak wół i osioł – jesteście świadkami Jego narodzin podczas każdej Mszy Świętej. Możecie się wpatrywać w Niego, ukrytego w białej Hostii, zarówno podczas liturgii, jak i adoracji Najświętszego Sakramentu. Bądźcie też blisko Niego w życiu codziennym. Stąpajcie twardo po ziemi, a wzrok miejcie utkwiony w niebo. Powodzenia, Panowie Mini- stranci!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.