nasze media Mały Gość 12/2024
dodane 17.08.2018 14:02

Kajakami do kościoła

Dzieci robiły wielkie oczy, gdy dorośli zaczęli wspominać obozowe, wakacyjne zauroczenia. Pan Krzysiek widząc smutek Basi i Przemka poradził im swoim tubalnym głosem, by się cieszyli, że się polubili, że poznali ten stan drżenia serca i nie robili smętnych min. Na to zaraz odezwał się nasz Pan, by sobie niczego nie obiecywali

Czwartek, 16 sierpnia, 2018r.

Hau, Przyjaciele!

Wczoraj załadowaliśmy się rano do kajaków i popłynęliśmy do wsi do kościoła. To była bardzo długa podróż. Pani z Panem znowu wspominali, jak podczas pierwszego tu pobytu też chcieli popłynąć do wsi na mszę. Nie mieli pojęcia, że na pokonanie tego odcinka Brdy potrzeba sporo czasu. Jakiś wędkarz uświadomił im, że msza dawno się zaczęła, nie zdążą nawet na jej zakończenie. Radził wrócić, a w niedzielę wyruszyć wcześniej lub na rowerach szosą. Nasza ekipa łatwo zdążyła. Rodzice Lilki i Basi mieli znajomych w jednym z ośrodków, więc tam nas umieszczono, przykazując, byśmy nie przynieśli wstydu. Miski z wodą, jakieś przekąski, do tego liczne psy, więc nawet nie wiemy, jak czas minął. Przeczekaliśmy jeszcze obiad naszej grupy, ale na lody już nas zaprosili. Do obozu wróciliśmy pod wieczór i zasieliśmy w kręgu. Były śpiewy, skecze, żarty, zagadki, wspomnienia, trochę złośliwości. Dzieci robiły wielkie oczy, gdy dorośli zaczęli wspominać obozowe, wakacyjne zauroczenia. Pan Krzysiek widząc smutek Basi i Przemka poradził im swoim tubalnym głosem, by się cieszyli, że się polubili, że poznali ten stan drżenia serca i nie robili smętnych min. Na to zaraz odezwał się nasz Pan, by sobie niczego nie obiecywali. Czas pokaże, czy to coś na dłużej, czy raczej na krócej. Panie próbowały mężów wyciszyć, by nie wchodzili z butami do serc nastolatków, ale zostały zakrzyczane. A potem wszyscy przekrzykiwali się, co się komu najbardziej podobało. Filip uznał, że najlepsze były psy, bo zawsze radosne, zawsze chętne do działań, a do tego nie obrażają się, nie narzekają, nie kłócą. A potem przez długie chwile wszyscy leżeli, wpatrywali się w niebo i milczeli, zatopieni w swoich myślach. Radek rozbił tę nudną już i podniosłą atmosferę, gdyż głośno wołał do jakiegoś Pana Twardowskiego, pytając, jak mu się żyje na księżycu. Zaczęły się żarty, śmiechy, inne wezwania. Na koniec dorośli poprosili dzieci, by już zajęły swoje legowiska, w namiotach lub obok nich. I tak snuły się opowieści w dwóch grupach. Młodzi opowiadali sobie straszne historie, a o czym mówili dorośli, to nie wiem. I tak zasnęłam przy Darii i Paulinie. Cześć, Astra.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..