W „Małym Gościu” kolejny odcinek cyklu na 100-lecie niepodległości
W podróży do niepodległości spotkaliśmy już legionistów z Galicji i żołnierzy z Rosji, ale gdyby nie Błękitna Armia i polscy ochotnicy z Francji, Ameryki, Kanady, Włoch, Argentyny i Brazylii, nic by się nie udało. Wielu tych chłopców w niebieskich mundurach znało Polskę tylko z opowieści rodziców. A jednak zgłosili się na ochotnika, by bić się o jej niepodległość. Po odrodzeniu się Polski i obronie granic część z nich wróciła do domów rodzinnych, rozsianych po całym świecie. Wielu jednak zostało w nowym kraju.
Podziurawiony sztandar
Francuskim żołnierzom w I wojnie światowej, zwanym poilu, trudno odmówić bohaterstwa i poświęcenia. Odradzającej się Polsce Francja pomogła stworzyć i wyposażyć całą armię, słała broń, pomagała w wojnie z bolszewikami i w rozmowach dyplomatycznych. I nie chodziło tu tylko o sympatię do naszego kraju. Silna Polska to bezpieczna Francja. Francuzom zależało na tym, by Polska trzymała w szachu Niemcy, zawsze groźne dla Francji.
Już w 1914 r. prezydent Republiki Francuskiej zgodził się na tworzenie polskich oddziałów. Do Bayonne w południowo-zachodniej Francji, tuż przy granicy z Hiszpanią, zaczęli spływać ochotnicy. Jednak Rosja, która wtedy była w sojuszu z Francją, zwanym ententą, zaprotestowała. Rosjanie bali się, że Polacy z Francji będą walczyć o niepodległość swojej ojczyzny. W tej sytuacji przerwano tworzenie polskich oddziałów. Z ochotników, którzy już do Francji zdążyli przybyć, stworzono kompanię piechoty. zwaną bajończykami, i wcielono ją do 1 pułku Legii Cudzoziemskiej. Wśród żołnierzy był rzeźbiarz Xawery Dunikowski, który dla kompanii zaprojektował czerwony sztandar z białym orłem. Do dziś można go podziwiać w Muzeum Wojska Polskiego.
Bajończycy walczyli na froncie zachodnim w Szampanii w mundurach Francuzów, w granatowych płaszczach, czerwonych spodniach i czerwonych czapkach. Straty, jakie ponieśli, widoczne są na sztandarze – pozostały na nim 34 dziury po kulach. Latem 1915 r. oddział rozwiązano.
Cały artykuł w majowym numerze „Małego Gościa”