Piątek, 2 lutego, 2018r.
Hau, Przyjaciele!
Wczoraj grupa maturzystów- przyjaciół Kuby zrezygnowała z zajęć sportowych. Odpowiednią dawkę ruchu znaleźli w naszym kościele. Wraz w wszystkimi starszymi ministrantami, z mariankami i grupą mężczyzn rozbierali świąteczne dekoracje, demontowali stajenkę. Ja biegałam wokół kościoła i poszczekiwałam radośnie na tych, którzy biegali do śmietnika, na kompost, czy na plebanię. Całością dowodził pan Janek, a w drzwiach plebanii wciąż stawała pani Zosia wykrzykująca różne rozkazy. Młodzi biegali na strych, do piwnicy, czasami wracali z jakimiś pakunkami, bo ich miejsce było w bocznej zakrystii. Trochę mi żal, że nie mogłam zajrzeć do wnętrza kościoła i tylko słuchałam doniesień, jak daleko posunięte są prace. Ksiądz Wojtek był dosłownie wszędzie, aż Kuba zaczął przebąkiwać o darze bilokacji. No bez przesady, mogę być świadkiem, że ksiądz tylko bardzo szybko biega, a jeśli chodzi, to sprężystym krokiem. Pod koniec pojawiła się grupa kobiet pod wodzą niezłomnej pani Agnieszki. Teraz czas na mycie, polerowanie. Surowa i wymagająca kobieta kręciła nosem na tak liczną grupę młodzieży, na psa biegającego wokół kościoła, ale ksiądz Wojtek zapewnił ją, że młodzi podporządkują się jej rozkazom, a pies nie wejdzie nawet na schody. No i udało się. Około 14.00 kościelny zamykał lśniący czystością kościół. Maturzyści ruszyli do nas na naukę, a ja z mariankami do salki na bardzo ważną naradę w sprawie drugiego tygodnia ferii. Cześć. Astra