Sobota 16 grudnia, 2017
Hau, Przyjaciele!
Cicho i raczej pusto. Paulina i Pani pojechały do babci, Pan wyjechał i wróci dopiero jutro pod wieczór. Wsunęłam się bezszelestnie do pokoju Kuby. Chłopak siedział z bezradną miną i trzymał w ręce telefon. „Wszystko rozumiem, Alusia, ale nie masz racji. Nie, źle to ująłem, masz rację, to jasne, że nie lubisz świąt, ale one są właśnie dla Ciebie. Jesteś blisko ich istoty. Spotkajmy się na naszej trasie. Wezmę Astrę i chwilkę pogadamy. Tak, wiem, mieliśmy się dzisiaj już nie spotykać, ale pies musi wyjść, no nie?” Pobiegłam do przedpokoju pod wieszak z moją smyczą. Jestem gotowa do wyjścia. Miło, że Kuba tak się o mnie troszczy. Chociaż, hm, czy jemu chodzi bardziej o mnie czy o Alę? Zresztą, nieważne, grunt, że przede mną krótki spacer. Jeszcze z komórką przy uchu chłopak ubierał kurtkę, chwycił z ręce czapkę, szalik i rękawiczki. No i smycz do ręki, przecież nie musi mnie od razu zapinać. Potrafię się zachować. O rety, co za pośpiech. Nie mogę zatrzymać się przy żadnym krzaczku, bo pędzimy na złamanie karku. O, na końcu alejki widać znajomą sylwetkę Ali. Wreszcie zwalniamy, niech się witają, ja się zajmę węszeniem. Oni chodzą tam i z powrotem, słyszę ich ciche głosy. Mam wrażenie, że Ala płacze, ale tylko przez chwilę. Czas mija, a my nadal tam i z powrotem. Hm, to miał być krótki spacer. Czuję mróz w poduszkach łap. Wreszcie idziemy odprowadzić koleżankę. Kuba mnie zapina, więc słyszę, jak ciągle wałkuje ten temat, że właśnie osoby mające niezbyt udane rodziny, osoby cierpiące z powodu świąt, których atmosfera jest u nich fatalna, otóż te osoby mogą się czuć zjednoczone ze Świętą Rodziną. Maryi i Józefowi to dopiero było ciężko. Szukanie noclegu w dalekim Betlejem, potem może przerażenie wizytą pasterzy, którzy stanowili margines tamtego społeczeństwa. A już emigracja do Egiptu to musiały być same troski. Kuba tłumaczy, Ala już nie chlipie, tylko potakuje głową. „Życie wcale nie musi przypominać telewizyjnej reklamy. Nasze będzie o wiele piękniejsze.” Hm, nie do końca rozumiem, co on ma na myśli, ale już dzwoni komórka, Pani pyta, gdzie się syn podziewa. No tak, martwi się, że nie ma mnie w domu. Żegnamy więc Alę i wracamy pośpiesznie. Cześć. Astra