Piosenką, tańcem i opowieścią o znanych Polakach dzieci ze Szczeglina przywoływały pamięć o Lwowie i lwowiakach.
Lwowskie spotkania zorganizowano w szczeglińskiej podstawówce po raz ósmy. Ich inicjatorem był śp. Ryszard Adel, mieszkaniec Szczeglina i przedwojenny lwowiak.
- Dzielił się z uczniami i okolicznymi mieszkańcami swoją wiedzą, wspomnieniami i pamiątkami dotyczącymi Kresów, a także zarażał miłością do swojego miasta - opowiada Dorota Rabsztyn-Dudek, dyrektor Szkoły Podstawowej w Szczeglinie, w której Kresowiacy znaleźli dobre miejsce dla snucia swoich wspomnień.
- To dla dzieci doskonała okazja, żeby dowiadywać się, jakie znaczenia miały dla Polski Kresy. Ale są wśród nas także Kresowiacy, chociaż z każdym rokiem jest już ich coraz mniej. Dla nich te spotkania to duże przeżycie i są bardzo wdzięczni dzieciom za przywoływanie wspomnień - dodaje.
W tym roku bohaterami opowieści o polskim Lwowie byli św. Jadwiga, królowa Polski, która odbiła Lwów Węgrom, oraz zacni lwowiacy: prof. Henryk Arctowski, znakomity badacz krain polarnych i wykładowca lwowskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza, Franciszek Stelczyk, ekonomista, propagator wiejskich kas spółdzielczych, a zarazem kandydat na ołtarze, oraz Adam Didur, śpiewak operowy, jeden z najznakomitszych na świecie basów przełomu XIX i XX w.
- Uczymy się o Kresach na historii, ale dzięki takim przedstawieniom możemy dowiedzieć się jeszcze więcej, poczuć trochę atmosferę - przyznaje siódmoklasistka Marta.
- Lwów został nam odebrany, ale musimy pamiętać, że to było ważne dla Polski miasto. Bardzo chciałbym tam kiedyś pojechać - zapewnia Adrian, który chwilę wcześniej z zapałem wyśpiewywał najbardziej znane lwowskie piosenki.
Do Lwowa chciałby także chociaż raz pojechać Jan Kazimierz Adamczyk, wnuk inicjatora lwowskich spotkań w Szczeglinie. - Miałem to szczęście, że sporo czasu spędzaliśmy razem z dziadkiem, dużo rozmawialiśmy i to on zaszczepił mi miłość do Kresów. Uświadomił mi też, że mamy zobowiązanie, żeby pamiętać. Stamtąd wywodzi się przecież wielu wybitnych Polaków, którzy tworzyli polską naukę i kulturę - wyjaśnia.
- Warto też pamiętać o Polakach, którzy tam dzisiaj mieszkają. Nie są najlepiej traktowani przez władze ukraińskie, raczej jak element wrogi. Dlatego biorę udział w świątecznych akcjach, organizujemy pomoc, zbieraliśmy z kibicami Gwardii przybory szkolne dla dzieci z polskiej szkoły we Lwowie - dodaje.
Piotr Kłobuch, wiceprezes Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, także jest pokoleniem urodzonym już na tzw. Ziemiach Odzyskanych. - O Lwowie słuchałem od dziecka od babci lwowianki i dziadka, także lwowiaka, żołnierza 2 Brygady Legionów. Ale dopiero 7 lat temu, kiedy udało mi się na kilka dni pojechać do Lwowa, zakochałem się bez reszty. Uświadomiłem sobie, że poprzednie pokolenia zostawiły nam tam depozyt. Coś, co miało być totalnie wymazane ze świadomości Polaków - opowiada.
Jak dodaje, po części to zamierzenie, niestety, udało się osiągnąć. - Dzisiaj młody człowiek, kończąc szkołę średnią, więcej wie o Londynie niż o Lwowie. To chora sytuacja. To sukces tych, którzy odebrali nam Kresy. Dopóki jednak są takie spotkania jak to tutaj, w Szczeglinie, ten sukces nie jest całkowity - podkreśla P. Kłobuch.
Przypominając o Kresach, pomagając mieszkającym tam Polakom, opiekując się tamtejszymi zabytkami, robimy wyłom. Nawet jeśli wydaje się on niewielki - warto.
- W wakacje odwiedził mnie mieszkający we Lwowie Polak Eryk Matecki. Urodził się w polskiej rodzinie, ale dopiero jako człowiek dorosły zaczął odkrywać swoją polskość i polskie korzenie. Wcześniej nie mówiło się o tym, nie było to możliwe. Udało mu się reaktywować we Lwowie założone przez Piłsudskiego Stowarzyszenie "Strzelec". Podobnie to, co dzieje się w Szczeglinie, może ma niewielki wymiar, ale owocuje kolejnymi pokoleniami wychodzących z tej szkoły uczniów, którzy są świadomymi wagi Kresów - dodaje pan Piotr.