Dużo jest obrazów przedstawiających św. Józefa, ale większość z nich jest, jak dla mnie, jakaś taka… no nie wiem…
No, w każdym razie św. Józef wydaje mi się na nich jakiś taki nieprzekonujący. Cukierkowy taki. Wygląda, jakby pozował do kiepskiego zdjęcia. Nienaturalny. Mimoza taka, słabizna. Oczywiście wielu świętych jest przedstawianych w ten sposób, bo w ogóle na świecie więcej jest kiepskich malowideł niż dobrych – ale w przypadku św. Józefa jest to dla mnie szczególnie drażniące. Dlaczego? A dlatego, że prawdziwy św. Józef, ten, który wyłania się z Ewangelii, musiał być silnym i twardym facetem. Trzeba być prawdziwym mężczyzną, żeby wygrać ze swoimi ambicjami i zachciankami i uwierzyć, że Bóg ma lepszy pomysł na moje życie niż mam ja. Trzeba być kimś, żeby skutecznie chronić swoją rodzinę przed niebezpieczeństwami, nie patrząc na swoją wygodę i na swoje plany. Ktoś powie: Ale on widział anioła, więc wiedział, co robić! No, no, nie tak prędko. Z Ewangelii wiemy, że Bóg objawiał Józefowi swoją wolę przez anioła, który mówił do niego we śnie. Niejeden wygodniś powiedziałby w takiej sytuacji: „A tam, śniło mi się, to przecież niemożliwe, żeby jakiekolwiek dziecko poczęło się z Ducha Świętego”. Podobnie mogłoby być później, gdy Józef usłyszał, że ma uciekać do Egiptu. Bóg do nas też mówi, nieraz nawet wyraźniej niż przez sen – przez naukę Kościoła, przez sakramenty, przez natchnienia i zdarzenia, przez okoliczności. My nawet w niejednej sprawie dokładniej niż Józef wiemy, co jest dla nas wolą Bożą. I co – robimy to? Może i robimy, ale często nie robimy – a jeśli nie chcemy Boga słuchać, to wątpliwe, żeby nawet nadzwyczajny sen nas przekonał do zmiany zdania. Józef dlatego jest święty, że nie dbał o swoje, tylko o to, czego Bóg od niego oczekiwał. Inna rzecz, że w ten sposób najlepiej dba się i o swoje, i o wspólne, ale to widać dopiero potem. Ale dobrze, ja tu o malarstwie mam mówić. No więc znalazłem w końcu obraz, który wydaje mi się w miarę godny św. Józefa. No, może Józef mógłby tu być trochę młodszy, ale jakoś utarło się w ciągu wieków nieuzasadnione niczym przekonanie, że Józef był stary. Dopiero od niedawna odchodzi się od tego przekonania, ale autor obrazu, Hiszpan Vicente López Portaña, nie jest malarzem niedawnym, tylko właśnie dawnym. Gdyby się urodził wtedy, gdy zmarł, dziś miałby 167 lat. Zanim jednak zmarł, zdążył namalować sporo dobrych obrazów, często religijnych, takich jak ten, o tutaj. To malowidło dalekie jest od cukierkowatości. Jest w nim raczej jakieś napięcie niż sielska atmosfera milusiej scenki. Józef śpi w takiej pozycji, jakby sen zmorzył go mimo woli. Widać po nim, że ten sen wywołuje w nim duże emocje. Zdradza to wyraz twarzy i gest lewej dłoni, którą bezwiednie przykłada do czoła. On przeżywa to jako sen, a my widzimy, że naprawdę nawiedził go anioł. Ten też nie jest cukierkowy – jest w nim za to jakiś spokój i jakaś czułość. Pochyla głowę, tak jakby łagodnie coś Józefowi tłumaczył. Jedną dłoń położył mu na głowie, a drugą wskazuje ku niebu na znak, że od Boga pochodzi to wszystko, co go spotyka. I to właściwie wszystko – poza tymi dwiema postaciami mamy tylko niespokojne tło, coś jakby dymy czy chmury. Dzięki temu uwaga widza nie rozprasza się na oglądaniu sprzętów, detali strojów i innych drobiazgów, jakich zazwyczaj pełne są podobne sceny. I to jest jedna z tych rzeczy, które mi się w tym obrazie podobają. Oznacza to jednak, że niełatwo coś takiego fałszować. Ale dałem radę. Fałszerstw jest sześć.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.