Marianki wyruszyły wczoraj rowerami do urokliwej kapliczki w Magdalence, by się wspólnie modlić na różańcu. Strasznie to skomplikowana sprawa. Dziewczyny rozsiadły się pod daszkiem, przywitały śpiewem patronkę tego miejsca, a potem zgodnym chórem odmówiły dziesiątkę różańca. Nie wiedziałam, czy mogę swobodnie biegać dokoła, czy też powinnam spokojnie usiąść przy ławkach i czekać aż skończą. Dlatego wybrałam złoty środek, czyli najpierw powęszyłam, obiegłam trzy razy kaplicę, upewniłam się, czy nie ma zagrożenia. A potem przysiadłam obok Pauliny i słuchałam przeróżnych opowieści o modlitwie różańcowej przygotowane przez solidne marianki. A na koniec była luźna rozmowa o trudnościach, które jednak sprawia nastolatkom różaniec. Podobno trudno się skupić, zaś bardzo łatwo rozproszyć. O, to tak ja mi, bo dojrzałam bezczelną srokę, która sfrunęła obok rowerów i dostrzegłam kątem oka, że chce coś zabrać z koszyka Jadzi. Rzuciłam się w tamtym kierunku z głośnym ujadaniem, dziewczyny zaśmiały się, a ksiądz zakończył spotkanie. Dostaliśmy godzinę na poszukiwanie grzybów lub innych skarbów lasu, a potem kolejna dziesiątka różańca, którą odmówią w miarę skupione. Ja nie mam szukać wrogów. No dobra, spróbuję po prostu dziękować Bogu za niezwykły las, energiczne dziewczyny i za naszego księdza Wojtka. Tylko co zrobię, jeśli sroka zacznie coś podkradać z naszych bagaży? Cześć. Astra