Niedziela, 20 sierpnia, 2017r.
Niestety, Pani z Panem uznali, że nie mogą mnie zabrać na Jasną Górę. Wyjechali wczesnym rankiem, a mnie zawieźli do cioci Ani. Nie narzekam. Ogród spory, stary Reks przyjazny, pozwala zajrzeć do swojej budy, pozwala się częstować, a smakołyków mu nie brakuje. Z nadmiaru energii wykopałam im kilka dołków, co raczej cioci nie zachwyciło. Tak dziwnie wzdychała i sama je zasypała. Wujek Rafał zabrał mnie i Reksa na spacer do Lasu Łabędzkiego. Lubię to miejsce, pełne zakamarków. Do tego nie brakuje tam psów, ciągle zawiera się nowe znajomości. Mam wrażenie, że Reks jest wszystkim znany i przez inne psy szanowany. Pewnie, jest duży i stary, a to ma znaczenie w naszym psim towarzystwie. On zresztą też zachowuje się godnie, nikogo nie zaczepia, przyjaźnie merda ogonem, wydaje się rozbawiony, gdy jakiś szczeniak próbuje go atakować. Po spacerze ucięliśmy sobie długą drzemkę. Zbudził nas warkot silnika. Rodzice przywieźli Darię i Paulinę. Roześmiane, dumne, szczęśliwe. Nie chciały niczego zjeść, póki nie wezmą prysznica. Przesada moim zdaniem, no ale moja opinia się nie liczy. Doczekałam się wreszcie późnego obiadu. Ciocia Ania postawiła nam z Reksem dwie solidnie napełnione miski. Potem wyżebrałam trochę ciasta i pojechaliśmy do domu. Kuba wraca z pielgrzymami, pewnie wnet dojedzie i rodzice chcieli go przywitać. Ja też. Cześć, Astra