Hau, Przyjaciele!
Bardzo denerwują mnie zachwyty Pauliny i jej koleżanek nad drzewami. Drzewa mają dawać cień, by upał nie dokuczał, a ich pnie służą do komunikacji między psami. My nie musimy płacić żadnego abonamentu ani kupować jakiś kart, żeby się z kimś porozumieć. Wychodzę na alejki, wącham słynne lipy i już wiem, że jako ostatni przechodził tędy Tobi, a wcześniej, tylko od strony południowej, był Bols, natomiast Atos zostawił wiadomość wczesnym rankiem. Badam też, ile obcych psów przechodziło tędy w ciągu dnia. Dziewczyny nie mają o tym pojęcia, tylko stają pod drzewami z jakimś książkami, badają liście i dyskutują, czy to buk, czy może grab, gdzie jest jesion, a gdzie jawor czy olcha. Czy to ważne? Ale na tym nie koniec. Wczoraj urządziły wycieczkę rowerową w okolice Łanów Wielkich i fotografowały najstarsze dęby. Postanowiły przez cały tydzień szukać najokazalszych dębów w okolicy. Stają pod nimi, zadzierają do góry głowy, piszczą z zachwytu. Jeszcze Paulina zaraziła tym pomysłem kuzynkę Darię i dzisiaj jedziemy do Lasu Łabędzkiego, gdzie idąc w stronę Żernik można napotkać majestatyczne dęby. Usiadłam, pomyślałam i zastosowałam stare powiedzenie, że jak się nie ma , co się lubi, to się lubi, co się ma. Wszędzie można odkryć dobro. Więc nastawiłam się pozytywnie, bo przecież dzięki tej pasji będę miała w lesie pełną swobodę. Nikt mnie nie upomni, nie zawoła, więc wytropię może jakiegoś zająca, bo na dzika nie mam ochoty. Ojej, gdzie sporo dębów, tam i dzików nie brakuje. Dlatego wybieram się do tego lasu i będę ochroniarzem. Cześć Astra