Hau, Przyjaciele!
Oj, wyczułam, że nastrój podczas dzisiejszego zebrania marianek nagle się zwarzył, zmącił, coś go zatruło. Przyglądałam się na zmianę księdzu Wojtkowi i dziewczynom. Jedna spogląda niechętnie w okno, jakby tam było co ważnego. Paulina wbiła wzrok w sufit, a minę miała bardzo niezadowoloną. Kamila kręciła nerwowo kosmyk włosów, aż się bałam, że go wyrwie. Pierwsza odezwała się Jadzia: „Ksiądz jest niesprawiedliwy, przecież my musimy się mocno natrudzić, by chodzić każdego wieczoru na majowe, by nas było więcej niż ministrantów”- dodała z szelmowskim uśmiechem. Ten żart rozruszał koleżanki, które zaczęły frontalny atak. Podnosił się poziom hałasu, wśród którego usłyszałam, że ksiądz je zdołował uwagą na temat dumy i pychy, że są takie doskonałe, że pewnie woli te dziewczyny, które teraz leżą w domach z telefonami w ręce i w nosie mają to, że trwa miesiąc maj. A w tygodniu one siedzą na boiskach, flirtują z kolegami, śmieją się z marianek, że ubierają głupie pelerynki, w których wyglądają koszmarnie. Ojej, nie wiedziałam nic o tym. Ja się zmartwiłam, ale ksiądz Wojtek słuchał uśmiechnięty, potem jednak coraz bardziej poważny. Gdy epitety na temat dziewczyn spoza kręgu były coraz ostrzejsze, ksiądz się wyprostował, wziął do ręki Biblię i mocnym głosem przeczytał historię modlących się faryzeusza i celnika. Ze zdumieniem spostrzegłam, że jedna po drugiej spuszczały głowy. „Możecie już iść i mam nadzieję, że przestaniecie zachwycać się swoją doskonałością i skończycie pogardliwie wyrażać się na temat rówieśników. Jeśli któraś z was czuje potrzebę, to zapraszam do kościoła, specjalnie dla Was go otworzę.” Poszły wszystkie, w milczeniu, a ja warowałam przy bocznych drzwiach, nie do końca pojmując ten problem. Cześć. Astra