Człowiek idzie przez życie i nawet nie wie, ile razy w tej drodze ktoś go podtrzymuje. Tak jak tę dziewczynkę na murku podtrzymuje jej mama.
Bo tam, pod stopami dziecka, jest taki ceglany murek – widzicie? Mała patrzy na wprost, tam, gdzie zamierza pójść, a matka patrzy na córkę, cała na niej skupiona. To dobry komentarz do tego, co większość ludzi zawdzięcza swoim matkom. Myśli sobie człowiek, że to, co ma, i to, co osiągnął, to wszystko „ja siam”/„ja siama”. Nie ma pojęcia, jaki wysiłek mama włożyła w to, żeby już na starcie nie spadł z tego swojego murku. Nie wie, ile mama nocy dla niego nie przespała i ile rzeczy sobie odmówiła dla niego. Może sobie wyobrażać, że jego droga jest usłana różami – bo przecież, jak na obrazie, widzi róże na swojej drodze. Konkretnie dzikie róże, z kolcami, a tych kolców już może nie dostrzegać. I znowu mama jest potrzebna, żeby wyjaśnić dziecku, że to, co piękne, nie zawsze jest przyjazne i może też zranić. Lepiej więc uważać i nie rzucać się beztrosko na wszystko, co przyciąga wzrok. Mama powie, co zrobić, żeby iść dalej i nie zrobić sobie krzywdy. Mama przytrzyma, doda odwagi, w razie czego pocieszy. Nauczy radzić sobie w życiu i będzie czuwać tak długo, aż dziecko naprawdę stanie się samodzielne. Bo życie jest jak ten krajobraz w tle: piękne, ale też wymagające ostrożności. Są tam kwiaty i zioła, ale też osty i pokrzywy. No i jest też rzeka, tak spokojna, że odbija się w niej niebo – a przecież może być śmiertelnie niebezpieczna. Zwłaszcza dla dziecka pozbawionego opieki. Bez matek opiekunek marnie byśmy wyglądali. Jeśli tak nie wyglądamy, to dlatego, że każdy z nas, zwłaszcza w okresie wzmożonego „ja siam”/„ja siama” (czyli mniej więcej w wieku 2–5 lat), był obiektem monitorowanym. I to bardzo monitorowanym. Przez mamę zwłaszcza. Każdy rodzic wie, że z małego dziecka nie można spuścić wzroku – i ten obraz to bardzo ładnie pokazuje. Jego autorką jest Irlandka Mildred Anne Butler. Nie muszę mówić, że była utalentowana, bo to widać. Szczególnie lubiła malować krajobrazy – co też widać. Nie musiała ich daleko szukać, bo sporo ich było przy jej rodzinnym domu w Kilmurry. Odziedziczyła go i mieszkała w nim do śmierci, wśród pagórków i lasów. Który jej obraz jest najlepszy? To oczywiście kwestia gustu, ale ja gustuję właśnie w tym obrazie. Myślę, że i Wam się podoba. Zmajstrowałem w nim osiem fałszerstw. Życzę wytrwałości w ich demaskowaniu..
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.