Hau, Przyjaciele!
Marianki po zebraniu poszły na łąkę i rozegrały pierwszy w tym roku mecz siatkówki. Chyba trochę liczyły na to, że przyjdą ministranci i radosna atmosfera tylko wzrośnie. Chyba dlatego tak głośno piszczały, dopingowały się do wysiłku, klaskały z radości po każdej dobrej zagrywce. Ksiądz Wojtek wyjrzał przez okno salki na parterze. „Błagam, nie kuście chłopaków, właśnie pracujemy nad najważniejszymi dniami w roku, ale zaraz skończymy. Zróbcie odpoczynek, nabierzcie sił, bo zaraz wpadamy na boisko”. W odpowiedzi usłyszał wrzask, ale już po chwili dziewczyny rozsiadły się wygodnie, a Kasia, która dzisiaj prowadziła zebranie, zaczęła dyskusję o radości. Nie lubię takich rozmów, ale postawiłam uszy na sztorc, gdy padło prowokacyjne zdanie, że „ gdy chcesz, aby narodziła się w tobie radość, to nie koncentruj się na swoim bólu i cierpieniu, spróbuj zobaczyć, gdzie mógłbyś usłużyć Panu Bogu.” Paulina jako pierwsza zabrała głos i opowiedziała, o mnie! Faktycznie, miałam dawno temu problemy z łapą, kulałam, ale dzielnie poszłam z Pauliną do babci, nie chciałam leżeć wygodnie w koszu, bo wiedziałam, że ze mną będzie jej raźniej. No i fakt, obie doszłyśmy szczęśliwe, o łapie nawet nie pomyślałam. Hm, nie sądziłam, że Paulina to pamięta, przecież minęło już tyle lat. Cześć, Astra