Hau, Przyjaciele!
Już ani śladu po choinkach, już świąteczne ozdoby, lampki i bombki schowane w najgłębszych zakamarkach, gdzie muszą czekać na kolejne Boże Narodzenie. Marianki też dzisiaj sprzątały w bocznej salce przy kościele, a ja, niestety, nie mogłam tam wejść. Biegałam więc wokół kościoła, ale zimno mnie wygnało do domu. Paulina długo nie wracała, aż Pani miała pretensje, że owszem, trzeba pomagać, ale nie kosztem domowych obowiązków. Na szczęście niemiła atmosfera trwała tylko chwilkę, bo córka wróciła pełna energii i raz dwa wysprzątała swój rejon, a potem zajęła się pieczeniem. Zapach szarlotki wniósł dobry nastrój, a jeszcze lepiej zrobiło się, gdy po obiedzie przyjechała Daria ze swoją mamą. Panie miały jakieś swoje ważne sprawy, a dziewczyny opracowały aż 3 strony kolejnego albumu rodzinnego, tym razem o pradziadku, dziadku i wujkach, gdy byli nastolatkami. Ostatnie strony będą poświęcone Kubie, Mateuszowi i Jasiowi. Udało się ustalić, że najstarsze jest zdjęcie pradziadka Antoniego jako chłopaka stojącego między dwiema kozami, które jako najmłodszy z rodzeństwa musiał paść. Nie obyło się bez telefonów do Babci, która aż piszczała z radości, że wnuczkom nie zabrakło zapału i niedługo będzie nowy album. Ja też się cieszę, bo potem to koniecznie muszą zrobić książkę o psach służących przez lata naszej rodzinie. Cześć, Astra