Hau, Przyjaciele!
Pieczenie pierników trwało przez wiele godzin. Zapach, nie powiem, całkiem przyjemny, chociaż ja wolę coś konkretnego. Przyjechała kuzynka Daria, przywiozła całe pudło już upieczonych pierniczków i dziewczyny skupiły się na ozdabianiu. Pani i ciocia też się tym zajęły, co chwilę rozlegały się pochwały, a duch rywalizacji unosił się nad kuchnią. Gdy wszystkie blaty zajęte były suszącymi się wypiekami, młodsze i starsze kobiety piły herbatę i rozmawiały o prezentach. Nadstawiłam ucha, ale szybko zrozumiałam, że nikt nie planuje dla mnie żadnej niespodzianki. Daria opowiadała o zadaniu z religii: „Jakie prezenty przygotowujesz na urodziny Jezusa?” Pomysły były przeróżne, a jednym zajęto się od razu. Gotowe pierniki zostały ślicznie zapakowane, dziewczyny wypisywały życzenia, a potem ruszyły w ustalone miejsca, gdzie podrzucały paczuszki. Wieszały na klamkach, płotach, ustawiały na parapetach okien. Nigdzie się nie podpisały i na tym polegał prezent dla Jezusa. By osobom, które się tego nie spodziewają, nawet tym ponurym, zgorzkniałym, zmęczonym codziennymi problemami, chorym, samotnym pokazać, że ktoś o nich myśli. Bardzo mi się to spodobało, bo oczywiście wzięłam udział w akcji, nabiegałam się, skradałam, węszyłam, pilnowałam, czy nikt nas nie rozpozna. Akcja potrwa do jutra. Cześć, Astra