Hau, Przyjaciele!
Pani zapowiedziała bardzo pracowity weekend, jeszcze wieczorem każdy otrzyma przydział czynności i nie ma dyskusji. Kuba próbował mamę rozśmieszyć, proponował głosowanie, ale został natychmiast zgaszony. Pani tak tryskała energią i chęcią działania, że syn się wycofał z żartów i protestów. A po roratach jak zawsze wędrowałam z Pauliną, Jadzią i Filipem. Tym razem dziewczyny opowiadały o przemianie bardzo złego pasterza, do którego św. Józef udał się z prośbą o użyczenie odrobiny żaru z ogniska. Człowiek ten już był zdumiony i rozdrażniony, gdyż jego bardzo ostre i niebezpieczne psy łasiły się do Józefa z wielką ufnością i radością. Złośliwy pasterz skradał się więc za Józefem i ze zdumieniem ujrzał rozświetloną stajenkę, Maryję i Dzieciątko. Sam nie wiedział kiedy padł na kolana i nagle cała złość i nieufność spłynęła z niego, poczuł się szczęśliwy. Po raz pierwszy od wielu, wielu lat. Końcówka legendy została opowiedziana już pod domem Filipa, a ja przysiadłam i słuchałam. Małemu też się podobało. Następne spotkanie dopiero w poniedziałek, bo jutro chłopak idzie na roraty ze swoim tatą. Cześć. Astra