Hau, Przyjaciele!
Mamy nowego przyjaciela domu. To 4-letni Filip. Jego mama zajmuje się wieczorami młodszą siostrą, więc mowy nie ma, by mogła chodzić z synem na roraty. Tato wraca z pracy dosyć późno, dlatego z miłą chęcią przyjęto zobowiązanie Pauliny, że będzie po Filipa przychodziła i zabierała na msze. Już w poniedziałek przekonała się, że tempo chodzenia takiego malucha nie ma nic wspólnego z jej bieganiem. Po drodze wszystko go ciekawi, ma setki pytań. Pół godziny, tyle trwa ich wędrówka do kościoła. Inne dziewczyny zgłaszały podobne uwagi. Dlatego ksiądz Wojtek poradził im, by chociaż w jedną stronę opowiadały każdego wieczoru o jednej postaci ze żłóbka. Każda na swojej poczcie odebrała stosowne opowiadania. Wczoraj po wyjściu z rorat Pani podrzuciła mnie Paulinie i Filipowi. Dlatego poznałam ciekawą baśń o osiołku, który zmęczony doczłapał do Betlejem. Wół nie bardzo chciał mu zrobić miejsce w stajni. Jakieś było ich zdumienie, gdy nagle rozbłysło światło, usłyszeli anielski śpiew, a obok Marii ujrzeli Dzieciątko. Przestępowali z nogi na nogę, starając się opanować radość i wzruszenie. A potem postanowili ogrzewać Dziecię swoimi ciepłymi oddechami. Najpierw osioł, bo mniej groźny wygląd. Maleństwo zasnęło, więc wół zaczął się upominać o siebie, przecież i jemu zależy, by pomóc. Słuchałam zaciekawiona, ale jeszcze bardziej podobały mi się pytania Filipa o każdy detal. Paulina dała mu kartkę z rysunkiem obu zwierząt. Jutro będzie kolorował i wycinał. Zbuduje też z pomocą taty własną stajenkę. Oj, żeby mnie jutro też zabrali na spacer, bo to i bezpiecznie dla nich, a dla mnie bardzo ciekawie.