Od lat mam w sercu pewnego chłopaka, ale postanowiłam po raz kolejny, że to już koniec. Mimo gorących modlitw nie pojawiła się wzajemność. Tak się męczyłam, że teraz modlę się, by już mieć wole serce. I gdy już w kościele spływa na mnie wielki spokój, ukojenie, to nagle go widzę i pojawia się pytanie, dlaczego on mi wchodzi w zasięg wzroku, gdy już prawie jestem wolna? Oszaleję do tej huśtawki, to jest męczące, mama tego dosyć. Umęczona
Nie myśl tyle o tym. Bo niby wołasz "Jezu, ufam Tobie", ale tak naprawdę, to masz swój pomysł na problem. Chcesz, by chłopak nie tkwił już w Twoim sercu i myślach. O to prosisz, czyli masz swoją koncepcję. A Bóg Ci pokazuje, że ma inny plan. Ale nie wiadomo jaki. Może ta karuzela to dla Ciebie znak, byś całkowicie zostawiła ten problem Bogu. Ileż ja listów dostaję od dziewczyn czekających na uczucie lub wzajemność. A potem nagle problem się rozwiązuje, pojawia się dobry chłopak. Tego momentu nie da się zaplanować! Powodzenia, spokoju, ciszy, cierpliwości, ale też mniej emocji, więcej zaufania w Bożą Opatrzność. Tak ślicznie czujesz więź z Bogiem. Ciesz się z tego. A czy on jest dla Ciebie czy nie, tego Ci nikt nie powie. Odłóż to pytanie, czekaj i żyj teraźniejszością.
Zadaj pytanie: