Hau, Przyjaciele!
Pierwsza wstaje Babcia, ale nim wyjdzie z łazienki, to Mateusz z Michałem już biegną do krów i do koni, po drodze kopią piłkę, sprawdzają, co w lesie i wreszcie zziajani siadają do stołu. To znaczy, ja pod stołem, ale równie głodna jak chłopcy. Oni przekonują babcię, że się umyli, ja dyskretnie milczę. Paulina, Daria i Michasia powoli dochodzą do siebie, ale potem ruszają w dalekie trasy. Ich młodszych towarzyszy męczy jednostajny marsz. Ciągle się zatrzymują, bo widzą coś ciekawego. Dlatego Pani zaproponowała, że ona wyruszy dzisiaj z dziewczynami aż na Rycerzową, a chłopcy niech zostaną. Byłam tym zmartwiona, no bo mam się rozdwoić, czy co? Jednak ambicja nie pozwoliła małym mężczyznom na to, by zostali w domku jak maluchy. Obiecali, że dotrzymają kroku, że nie opóźnią marszu. I co? Udało się! Zaciskali zęby, ale szli dzielnie pod górę. Pani ich uważnie obserwowała i zarządzała co jakiś czas przerwy. Wtedy oni przechwalali się, że trasa jest łatwa. I już po minucie biegali wokół siostry i kuzynki, twierdząc, że są czerwone jak pomidory. A gdy wieczorem wróciliśmy, to rozdzwoniły się telefony do rodzin i wielkie przechwalanie. Tylko ja ułożyłam się pod leżakiem babci i spałam jak suseł. Cześć. Astra