część X
Wyłowiłem z plecaka notes i ołówek. – Co robiłeś w poniedziałek pomiędzy drugą a czwartą po południu? – wystrzeliłem w stronę Kangura.
– Nie pamiętam – odpowiedział bez zastanowienia. Miał spokojny głos. Jego uśmiech, taki przeklejony z twarzy kogoś dorosłego, całkiem rozstroił moje myśli.
Wiedziałem, że to Zenek Kopytko, nazywany przez wszystkich Kangurem, zabrał z kina szpule z filmami. A on wiedział, że ja wiem…
– A może byłeś w poniedziałek w kinie? – próbowałem pociągnąć go za język.
Uśmiech Zenka szybko się odkleił. – Nie, nie byłem w kinie. Dobrze wiesz, że tamtego dnia szukaliśmy razem Leny. Później odwiozłem ciocię Klementynę do domu – powiedział i wstał z krzesła. Przerastał mnie o głowę.
– Ale co robiłeś potem? Obyś tylko miał dobre alibi! – podniosłem głos i udałem, że coś notuję.
– Alibi? Jakie alibi? Zenuś, co tym razem zgotowałeś? – znad kwiatów begonii uniósł się słabiutki głos pani Klementyny Kopytko.
W ten sobotni poranek cała nasza piątka wspięła się na wyżyny sztuki detektywistycznej... albo nawet na szczyty Alp lub Himalaje. „Detektywi Wisia, Maciek, Julek, Olga i Mati zebrali razem wszystkich zamieszanych w sprawę fałszerstwa pieniędzy” – może tak kiedyś ktoś napisze w gazecie.
Na spotkanie przybyli pan od geografii, jego kuzyn szklarz z synem Kangurem, pani Klementyna i ich krewni z Wiednia, czyli Tomasz Łakomiec z córką Leną.
Ostatnio sporo główkowaliśmy nad śledztwem. Wisieliśmy głową w dół na podwórkowym trzepaku. Po to, żeby myśli szybciej wpadły tam, gdzie trzeba.
– Czołem, nietoperze! – ktoś nas przywitał. Zobaczyliśmy buty i nogawki spodni pana Zenona Kopytko. Zeskoczyliśmy na ziemię. –
Moja ciotka zaprasza was na swoje urodziny. Przyjdźcie w sobotę na działkę! Chyba już wiecie, gdzie to jest… – uśmiechnął się nauczyciel.
– Nas? Zaprasza nas? – jako pierwszy zdziwił się Julek.
– Was.
– Nas? – nie wiem, czemu tak głupio powtórzyłem za Julkiem to samo pytanie.
– Ciocia często wspomina wasze wizyty w domu seniora – powiedział pan Kopytko.
– A ile lat ma pani Klementyna? – spytał Olga.
– Osiemdziesiąt siedem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.