Młodzież wróciła z wycieczki zachwycona miejscem. „Musimy tam pojechać całą rodziną”- przekonywała Paulina. Ale minę miała nietęgą i odetchnęłam z ulga, gdy pojawiła się u nas Jadzia. Dziewczyny zjadły po drożdżowej bułeczce i ruszyłyśmy na Wilcze Doły. To jest trasa dziewczęcych zwierzeń, dobrze o tym wiem. Ile ja już tam tajemnic, żalów, radości wysłuchałam. Tym razem było raczej smutnawo. „Po co się na mnie najpierw gapił, a potem, podczas zwiedzania wież kręcił się tylko koło Olki? Ja wiem, że ona się o to mocno postarała, ale przecież nie zmuszała. To była jego decyzja”. Paulina miała ściągnięte brwi, surowe spojrzenie. Ale oto Jadzia pociągnęła ją i pobiegły z Żołędziowej Górki w dół. Roześmiały się wesoło. „Pamiętasz, czego nas uczyła pani Iza? Wzrusz ramionami i pomyśl, że nie poznał się na tobie, że to jego strata”. Nie wiem, co odpowiedziała Paulina, bo rzuciłam się na zającem, one za mną, nie zamierzałam ich słuchać, tylko przegonić po łąkach. Ruch to najlepsze lekarstwo. Gdy zdyszane odpoczywałyśmy pod starą wierzbą, po smutku nie został u Pauliny nawet ślad. Cześć Astra