Ten średniowieczny obraz przedstawia chrzest średniowiecznego króla Chlodwiga.
– O, to znaczy, że obraz pokazuje to zdarzenie tak, jak ono naprawdę wyglądało – powie ktoś. No niezupełnie. Ten chrzest miał miejsce około 496 roku, czyli na początku średniowiecza, a malowidło powstało na końcu tej epoki, około roku 1500. Tysiąc lat różnicy to trochę dużo. Tak więc nie ma co liczyć na to, że malarz wiedział, jak naprawdę wyglądał chrzest Chlodwiga. Zresztą wtedy artyści raczej nie zaprzątali sobie głowy takimi rzeczami. Malarz wiedział, że król został ochrzczony w katedrze w Reims przez biskupa Remigiusza, no to machnął obraz tak, jak mu pasowało. Jest katedra, co prawda gotycka, czyli dużo późniejsza, ale jest. Jest biskup, co prawda w stroju, jakiego w czasach Chlodwiga nie znano, ale też jest. Wreszcie król jest – a on akurat występuje tu w stroju Adama, który jest od stworzenia człowieka w powszechnym użyciu, tylko zazwyczaj zakłada się na wierzch jeszcze coś innego. W tym przypadku, oczywiście, ten strój jest uzasadniony. A że Chlodwig to król, to mu malarz do tego adamowego stroju koronę na głowie domalował. Na obrazie jest wiele detali, których nie mogło być za czasów Chlodwiga. Szczególnie dotyczy to organów, które widać u góry po prawej. Istotny dla ludzi średniowiecza był jednak sam chrzest Chlodwiga. Było to zdarzenie na tyle doniosłe, że doczekało się mnóstwa malarskich przedstawień. Chrzest władcy pociągnął za sobą chrzest poddanych, a to oznaczało przyjęcie chrześcijaństwa przez państwo Franków (dla mnie, jako Franka fałszerza, brzmi to szczególnie miło). Cała sprawa była trochę podobna do tego, co wydarzyło się w państwie Mieszka I. Jak na polskiego władcę miała wpływ chrześcijańska żona Dobrawa, tak na władcę Franków wpłynęła jego chrześcijańska żona Klotylda. Według legendy Chlodwig ostatecznie wyrzekł się pogaństwa po zwycięstwie nad plemieniem Alemanów, co uznał za znak od Boga. To zdarzenie uważa się za jedno z najważniejszych w historii Europy Zachodniej. Według tradycji Chlodwig, po wyrzeczeniu się szatana, zwrócony ku wschodowi, złożył wyznanie wiary. Potem zdjął szaty i wszedł do baptysterium (nie takiego jak na obrazie), a biskup trzy razy zanurzył go w wodzie. Na obrazie nie widać zanurzania, jest polewanie głowy (i korony) wodą – czyli tak, jak to wyobraził sobie malarz. Ale to nie takie ważne, chodziło przecież o pokazanie znaczenia, jakie miał tamten chrzest. W obrazie do przekazania tej prawdy służy drobny szczegół: z lewej strony, nad widoczną w głębi bramą, widać pawia. W średniowieczu ptak ten był symbolem nieśmiertelności i życia wiecznego – i to właśnie otrzymuje człowiek, gdy przyjmuje chrzest. No, to tyle o obrazie. A teraz szukajcie fałszerstw, których jest siedem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.