Hau, Przyjaciele!
Podobno dzisiaj jest jakaś bardzo dziwna i rzadka data. Wszyscy o tym mówią, żartują, ale ja tego nie rozumiem. Paulina właśnie rozkładała na kaloryferze kolejną serię koszyczków, które solidnie wykrochmaliła. Wczoraj obeszłyśmy z Jadzią kilkanaście mieszkań, by odebrać koszyczki, koguciki, kurki i jajka. Za każdym razem byłam przypinana do drzew, krzewów. Musiałam cierpliwie czekać, aż dziewczyny pełne zachwytów i z coraz bardziej zapełnionymi reklamówkami wracały. Potem rozdzieliły te cudeńka i studiowały notatki, kiedy kolejna partia do odbioru. Oj, będzie kolejny sukces w życiu parafii. Pani dokładnie tłumaczyła, jak przygotować gęsty krochmal, bo Paulina nie chciała czekać. Formowała i naciągała koszyczki, gdy zadzwonił telefon. „Oj, Oliwka, znowu się zamartwiasz? Pokłócili się? Bardzo? Nie, nie zanudzasz mnie. Tak, ja nie mam tak ciężkich doświadczeń jak ty, ale przecież cię rozumiem. Niedawno gdzieś wyczytałam, że jeśli w domu jest nam bardzo źle, to musimy to po prostu przetrwać, jeśli się nic nie da zrobić. A ty przecież nic nie możesz zrobić, bo to kłótnie rodziców. Tak, możesz jeszcze dzisiaj zadzwonić, a jeszcze lepiej przyjdź, razem zrobimy zadania. Kuby nie ma, kłótni nie będzie. Chyba, że nie chcesz przyjść, jeśli mojego brata nie ma, co?” Oj, Oliwka tak protestowała, że jej oburzenie nawet ja odczułam. Ciekawe, czy koleżanka do nas przyjdzie. Cześć. Astra