Hau, Przyjaciele!
W zasadzie to od soboty wszystko tonie kolorowych liściach- żółtych, pomarańczowych, czerwonych i beżowych o przeróżnych odcieniach. W sobotę ministranci i marianki zamiatali obejście kościoła. Chociaż uzbierali kilkadziesiąt worków, to ciągle spadały nowe. Kilka razy udało mi się wskoczyć w miękkie stosy, ale dziewczyny szybko mnie przeganiały. Ksiądz poprosił, by młodzież pomogła grabić liście na cmentarzu. Paulina mnie zabrała, gdyż z trzema koleżankami dostały boczną alejkę, tuż przy płocie. Mogłam więc swobodnie biegać po polu, po ścieżkach, a Paulina miała mnie na oku i ja też ją widziałam. Wróciłyśmy bardzo zadowolone. Ale w domu nie usłyszałyśmy pochwały, tylko padło pytanie, kto i kiedy będzie sprzątał nasze liście. Ja jestem zawsze chętna, ale reszta rodziny wydaje się już znużona tym problemem. No i gdy atmosfera w kuchni gęstniała, to przyszła nasza mała sąsiadka, Michasia. Zapytała, czy jutro mogą przyjść jej koleżanki i razem z nią grabić liście. One mieszkają w blokach, nie mogą się tym zajmować, a mają na to wielką ochotę. O, jak bardzo entuzjastycznie podeszła do tego rodzinka. Kuba zaprosił Michasię do piwnicy, pokazał, gdzie są grabie, worki i miotły. Mam nadzieję, że będę mogła pomóc małym dziewczynkom, bo ja do tej pracy jestem zawsze chętna, zawsze gotowa. Cześć Astra .